Jacek Piekara - Modrimer 2 - Mlot na czarownice, książki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jacek PiekaraMłot na czarowniceWydanie polskie: 2003Motto:Obleczcie pełnšzbrojęBoSš, bycie sięmogli ostaćwobec podstępnych zakusów diabłów.Stańcie do walki przepasawszy biodra wasze prawdši oblókłszy pancerz, którym jestsprawiedliwoć, a obuwszy nogi w gotowoćgłoszenia dobrej nowiny.w. Paweł, List do EfezjanI wielu fałszywych proroków powstanie i wielu zwiodš.Ewangelia według w. MateuszaOgrody pamięciNazywam sięMordimer Madderdin i jestem inkwizytorem Jego Ekscelencji biskupa Hezhezronu.Dobrotliwym, łagodnym i przepełnionym pokoršoraz bojanišBoSšczłowiekiem,który swe powołanie odnalazł w pocieszaniu grzeszników, w naprowadzaniu ich na drogęwytyczonšprzez Boga Wszechmogšcego, Aniołów oraz więty Kociół... gdybym pisałpamiętniki, tak włanie powinny one sięzaczynać. Ale ja nie piszępamiętników i nie sšdzę,bym kiedykolwiek zaczšł to robić. Nie tylko z uwagi na fakt, iSsštakie miejsca w duszy imylach człowieka, w które zaglšdaćnigdy nie naleSy, ale teSz powodu nędznejprzyziemnoci mej pracy. Jestem tylko jednym z wielu robotników naszej więtej Matki,Kocioła. SługšBoSym. Najczęstsze wydarzenia w moim Syciu to walka z pluskwami orazwszami w karczmie Pod Bykiem i Ogierem, gdzie mieszkam dzięki uprzejmoci właciciela,weterana spod Schengen. A my, którzy przeSylimy tęmasakrę, mamy zwyczaj trzymaćsięrazem i pomagaćsobie nawzajem, choćby dzieliły nas róSnice w zawodzie, pochodzeniu lubmajštku.Tego dnia leSałem w pokoju na piętrze karczmy i wsłuchiwałem sięw jazgot wichury zaokiennicami. Lato włanie odchodziło, zaczęły siępierwsze zimne, dSdSyste dni. I całeszczęcie, gdySwtedy smród rynsztoków, i tego największego z nich, umownie nazywanegotu rzekš, wydawał sięustępować. A wasz uniSony sługa ma niezwykle czułe powonienie iodór gnijšcych odpadków oraz nieczystoci budzi jego, jakSe uzasadniony, wstręt.Rozmylałem nad własnym, wysublimowanym poczuciem estetyki, kiedy usłyszałem krokina schodach. Najbardziej rozchwierutany stopieńskrzypnšł przeraliwie, a ja uniosłem sięnałokciach i spojrzałem w stronędrzwi. Rozległo sięciche pukanie.Wejćpowiedziałem i drzwi uchyliły się.W progu zobaczyłem kobietęokutanšw wełnianš, szaršchustę. Jej twarz była barwychusty, a długi, haczykowaty nos sprawiał, Se wyglšdała jak czarownica z sabatowychsztychów. Ach, zresztšmylne wyobraSenie, mili moi. Zdziwilibycie się, wiedzšc, Se piękne idobrze urodzone kobiety potrafišoddawaćsiędiabłu. Bo i czegóSmiałby on szukaćuwyschniętych, wyblakłych niewiast, jak ta, która odwiedziła mnie w pokoju? Wiadomo, SerównieSdiabłu bardziej podobajšsięurodziwe młódki o wieSych policzkach i stromychpiersiach. Niemniej kobieta, która mnie odwiedziła, miała piękne, zielonkawe oczy i czujnespojrzenie ptaka.Mistrzu Madderdin powiedziała, pochylajšc głowę. Czy zechcecie mnie przyjšć?Proszęodparłem i wskazałem zydel, a ona przysiadła na jego skraju. Czym wammogęsłuSyć?Nazywam sięVerma Riksdorf, szlachetny mistrzu, i jestem wdowšpo kupcuzboSowym Amandusie Riksdorfie, zwanym yłš.AStak ostroSny był w planowaniu wydatków? zaSartowałem.Nie, panie. ZauwaSyłem, Se rumieniec pojawił sięna jej policzkach. Przezwano go zinnego powodu...Chciałem spytaćz jakiego, ale nagle siędomyliłem i rozemiałem.Ach, tak powiedziałem, a ona zaczerwieniła sięjeszcze bardziej. Słucham więc,Vermo. Z jakšsprawšdo mnie przychodzisz?Potrzebujępomocy. Podniosła wzrok i spojrzała na mnie twardo. Pomocy kogoznacznego, niestrachliwego i gotowego, by odbyćpodróS.Gdybym był znaczny, nie mieszkałbym w tej oberSy, odbycie podróSy w czasiejesiennych deszczów nie umiecha mi się, a dnie i noce spędzam w bojani BoSej odparłem.le trafiła, Vermo. Do widzenia.AleSpanie usłyszałem zaniepokojenie w jej głosie. Polecili mi ciebie przyjacieleprzyjaciół. Mówiš, Se jesteczłowiekiem, którego siła jest równa stanowczoci, i Se nie maszsobie równych w ledzeniu diabła oraz jego uczynków.Przesada ziewnšłem, bo byłem odporny na pochlebstwa. ChociaS... zawsze togrzeczne słowa mile łechcšserduszko.Nic, tak jak poczštkowa obojętnoć, nie wpływa na zwiększenie kwoty, któršklientzamierza oferowaćza usługi. A skoro była wdowšpo kupcu zboSowym, liczyłem, Sedysponuje czymwięcej niStylko wdowim groszem. ChociaSjej strój zdawał sięzaprzeczaćmoim podejrzeniom. Niemniej widziałem juSksięSniczki wyglšdajšce niczym Sebraczki. Tak,tak, niewiele rzeczy pod szerokim niebem jest w stanie zadziwićwaszego uniSonego sługę.Nie jestem bogata powiedziała, a ja wzruszyłem ramionami. Czy klienci nie moglibywymylićinnej piewki? Ale jestem w stanie wiele ofiarowaćw zamian za niewielkšprzysługę.Gdyby przysługa była rzeczywicie niewielka, nie szukałabydrogi do mnie. A gdybybyła piękna, znalazłbym sposób, w jaki moSesz sięodwdzięczyćpomylałem, ale nic nieodrzekłem. Patrzyłem na nišchwilęw milczeniu.Mów zdecydowałem w końcu. Ostatecznie i tak nie mam nic do roboty.Gdyby była uroczš, młodškobietš, byćmoSe zaproponowałbym jej kieliszek wina, aleponiewaSwyglšdała, jak wyglšdała, więc nawet nie chciało mi sięwstaćz łóSka.Mam siostrę, która mieszka w Gewicht, czterdzieci mil na północ od Hezu zaczęła.To mała miejscowoć, a siostra przeniosła siętam po oSenku z kupcem bydła TurelemVosnitzem, zresztšwbrew woli rodziców, gdyS...Nie musisz opowiadaćmi historii swojej rodziny. Uniosłem dłoń. Lubiętylkozajmujšce opowieci.Zacisnęła wargi, ale nic nie odparła.Ta będzie zajmujšca. Obiecujęrzekła dopiero po chwili.Skoro obiecujesz... skinšłem, by mówiła dalej.Siostra chowa omioletniego synka powiedziała. I doniosła mi, Se dziecko mapewne... urwała, nie wiedzšc, co powiedzieć, i nerwowo zacisnęła dłonie. Czy mogłabymdostaćkubek wina?Wskazałem rękšstół, na którym stały dzbanek i dwa brudne kubki. Wytarła jeden krajemchusty cóSza dbałoćo czystoć! i nalała wina.A wy, mistrzu? zapytała, i nie czekajšc na odpowied, napełniła drugi kubek. Podałami go.Usiadła z powrotem na zydlu i spojrzała pod nogi, bo potršciła stopšleSšcšna podłodzeksišSkę. Było to Trzysta nocy sułtana Alifa, niezmiernie interesujšca opowiastka, któršotrzymałem od mego przyjaciela, mistrza drukarskiego Maktoberta. Znowu zobaczyłem, Sesięzaczerwieniła. No, no, jeli ten tytuł cojej mówił, to musiała nie byćtaka wyblakła inieciekawa, na jakšwyglšdała. Trzysta nocy sułtana Alifa znajdowało się, oczywicie, naindeksie ksišg zakazanych, ale akurat na tego typu publikacje patrzono przez palce. Samwidziałem ozdobny, wypełniony nad wyraz realistycznymi rycinami, egzemplarz u JegoEkscelencji Gersarda, biskupa Hez-hezronu. Ha, trzysta nocy, trzysta kobiet ciekawe Sycieprowadził sułtan Alif! Nawiasem mówišc, powiastka kończyła sięjednak smutno, bo sułtana,pochłoniętego nieustannym chędoSeniem i nie zajmujšcego sięsprawami państwa, kazałzabićwielki wezyr.Po cóS, ach, po cóSswym chuciom hołdowałemW objęciach nałoSnic szukajšc rozkoszy?ałujštych postępków w obliczu BogaPatrzšc na miecz, co mnie wypatroszy mówił sułtan pod koniec i był to monolog takstraszny, SeaSzęby bolały. Podobno zresztšdodano go wiele lat po mierci autora, chcšcopowiastkędoprawićmoralizatorskim smaczkiem. Całkiem moSliwe, gdySniezmierzona byłazawsze fantazja kopistów oraz drukarzy.Tak zamyliłem sięnad sułtanem Alifem i kolejami jego Sycia, Se prawie zapomniałem osiedzšcej obok kobiecie.Czy mogęmówićdalej? zapytała.Ach, wybaczcie odparłem i upiłem łyk wina. Czy ja kiedynauczęKorfisa, bychociaSzawartoci moich dzbanków nie chrzcił wodš?Synek siostry ma szczególny dar mówiła i widziałem, Se przychodzi jej to z trudem.W dni więte przeguby jego dłoni oraz golenie pokrywajšsiękrwawymi ranami...Uniosłem sięwySej na łóSku.... TakoSrany robišmu sięna czole, gdzie Panu naszemu barbarzyńcy włoSylicierniowškoronę.Stygmaty powiedziałem. A to ładnie.Tak, stygmaty powtórzyła. Siostra ukrywała to jak długo mogła, ale w końcu rzeczsięwydała.I...?Miejscowy proboszcz pokazuje chłopca w czasie kocielnych wišt. Ludzie zjeSdSajšsięz daleka, by na niego patrzeć. No i oczywicie...Składajšhojne datki dokończyłem za niš.Włanie westchnęła. Tyle Se, mistrzu Madderdin wcišgnęła głęboko powietrze.Sprawa bardzo zajęła miejscowych inkwizytorów.Inkwizytorzy? W Gewicht? zapytałem, bo znam wszystkie lokalne oddziałyInkwizytorium, a o takim miasteczku nigdy nie słyszałem.Nie, przyjechali z Cloppenburga wyjaniła.I to sięzgadzało. Byłem niegdyw Cloppenburgu i sam widziałem mały, murowanybudyneczek Inkwizytorium, a nawet spoSyłem tam wieczerzę. Bardzo interesujšcšwieczerzę,jak siępotem okazało, gdySdzięki niej odnalazłem w mej pamięci dawno wygasłewspomnienia.Niespecjalnie dziwiłem się, Se inkwizytorzy ruszyli ladem domniemanego cudu. Wkońcu bylimy tylko gończymi pieskami, a tu trop był aSnadto wyrany. Proboszcz niewykazał sięinteligencjš, nagłaniajšc to, co siędziało z dzieckiem. Czy nie uczono go, Sewnajgorszym wypadku moSe skończyćna stosie razem z chło... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl