James Eloisa - Księżna w desperacji 07 - Trzy tygodnie z lady X, Książki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->114 czerwca 1799 rokuCharles Street, numer 22Londyńska rezydencja rodziny DibbleshireLadyXenobio, uwielbiam panią!Brwi lorda Dibbleshire’a pokrywały gęste krople potu, ręcemu drżały.– Walczyłem z tym, ale na próżno. Nie jestem w stanie jużdłużej trzymać na wodzy moich płomiennych uczuć, muszę to paniwyznać… nie, nie wyznać, objaśnić pani głębię moich emocji!India musiała włożyć sporo wysiłku, aby nie zrobić kroku dotyłu. Za wszelką cenę starała się zmusić do doskonałego w jejmniemaniu uśmiechu – miłego, ale nie zanadto zachęcającego.Co prawda nie była pewna, czy taki uśmiech w ogóle istnieje.Cokolwiek z tego wyszło, na pewno było lepsze odzdecydowanie niewłaściwej reakcji, na przykład wrzasku w stylu:„Do jasnej cholery! Byle nie to! Znowu!” Córki markizów – nawetnieżyjących i prawdopodobnie zwariowanych, ale jednakmarkizów – nie wrzeszczą.Szkoda.Ponieważ jednak uśmiech nie zadziałał, uciekła się dostandardowej odpowiedzi:– Czyni mi pan doprawdy zbyt wielki zaszczyt, lordzieDibbleshire, ale…– Wiem – odpowiedział dosyć niespodziewanie i zaraz potemzmarszczył brwi. – To znaczy, chciałem powiedzieć… nie! Żadenzaszczyt nie jest zbyt wielki dla pani. Walczyłem z własnymzdrowym rozsądkiem i chociaż zdaję sobie sprawę, że są ludzie,którzy uważają, że pani… fach może splamić pani reputację, jaznam prawdę. I ta prawda zatriumfuje!Cóż, to już było coś. Zanim jednak India zdołała wyrazićswoje zdanie na temat prawdy (lub jej braku), lord padł na kolana.– Ożenię się z panią, lady Indio Xenobio St. Clair! – ryknął iszeroko otworzył oczy, sam zaszokowany własną deklaracją. – Ja,baron Dibbleshire, ożenię się z panią!– Proszę, niech pan wstanie – rzekła, usiłując pohamować jękrozpaczy.– Och, wiem, że mi pani odmówi: to ta pani niezwykłaskromność! Ale ja już postanowiłem, lady Xenobio. Mój tytuł – inaturalnie również tytuł pani – zdołają zrekompensować przykreskutki pani niefortunnego zajęcia. A trudne położenie, w którymsię pani znalazła… z tym sobie poradzimy. Towarzystwo naszaakceptuje. Zaakceptuje panią dzięki temu, że będzie pani jużbaronową Dibbleshire.India czuła, jakby po krzyżu przebiegł jej oddział solidnieuzbrojonych żołnierzy. To prawda, jej reputację plamił fakt, żezamiast siedzieć w domu i robić na drutach, zapragnęła czegośinnego. Nadal jednak pozostawała córką markiza i taki Dibbleshirepowinien być szczęśliwy, mogąc z nią chociaż zatańczyć!Co nie znaczyło, że jej na czymś takim zależało. Matkachrzestna Indii towarzyszyła jej wszędzie – nawet w tej chwili ladyAdelaide Swift znajdowała się tuż obok – zatem już choćby ta stałaopieka gwarantowała, że India pozostawała bielsza niż śnieg,pomimo swojego niefortunnego zajęcia.Kto mógłby przypuścić, że podejmowanie się przez nią zadańurządzania ludziom domów może splamić jej białe jak lilieskrzydełka?Drzwi do saloniku otworzyły się i stanęła w nich matkakonkurenta Indii.India poczuła szum w głowie. Nigdy nie powinna się była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]