Jasienica Paweł - Dwie drogi, e i audio-booki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Paweł Jasienica
DWIE DROGI
SAMODZIERŻCY Trudno wykryć prawdę, kiedy chodzi o życiorysy osób stojących na
świecznikach. Sprawozdawcy, naoczni świadkowie, czasem zanadto się troszczą o
zbudowanie potomnych. Ludwik XIV miał podobno wygłosić przed śmiercią całe
przemówienie do następcy tronu: "Moje drogie dziecko, zostaniesz najpotężniejszym
królem na świecie, nie zapomnij o obowiązkach względem Boga. Nie naśladuj mej
wojowniczości; staraj się zachowywać pokój, dawaj swemu ludowi tyle ulg, ile tylko
możesz, czego ja niestety nie zdołałem uczynić ze względu na konieczności państwowe.
Idź zawsze za dobrymi radami i pamiętaj, że wszystko, czym jesteś, zawdzięczasz
Stwórcy..." Niekiedy dydaktyka w żaden sposób nie może przybrać formy pouczeń.
Istnieją jednak, na szczęście, inne sposoby wyrażania wzniosłych treści. August Mocny
dziwnie wyglądałby w roli moralisty, nawet na łożu śmierci. Toteż zachowywał się inaczej:
"Całe moje życie było jednym nieustannym grzechem - wyznawał. - Panie! zmiłuj się
nade mną." Szerokość geograficzna oraz klimat nie wywierają widać wpływu na kanony
pedagogiki politycznej. Jeśli wierzyć nadwornym historiografom, ostatnia mowa Mikołaja
I do syna brzmiała tak: "Służ Rosji! Chciałem na siebie przyjąć wszystkie ciężary,
zostawić ci państwo spokojne, urządzone i szczęśliwe. Opatrzność inaczej
rozstrzygnęła." Pewien pamiętnikarz był zwolennikiem obrazków bardziej marsowych.
Według niego Mikołaj, przykryty prostym płaszczem żołnierskim, powiedział do
Aleksandra: "Ucz się umierać." Pedagogika doznała uszczerbku, odkąd w pobliże
świeczników zaczął się przepychać cyniczny, pozbawiony zasad element inteligencki.
Miał słuszność Szczedrinowski wielkorządca miasta Głupowa, kiedy twierdził, że
morderca i złodziej to przestępcy podrzędnej kategorii, a prawdziwym złoczyńcą jest
dopiero bezbożny wolnomyśliciel. Relacje o śmierci Mikołaja I pochodzące z kół
lekarskich dość znacznie różnią się od obu wyżej wspomnianych. Cesarz zażądał od
doktora Mandta trucizny. Gdy zaczęła działać, kazał sobie dać antidotum. Na to Mandt
skłonił się i milcząc, bezradnie rozłożył ręce. W każdym razie nie można chyba wątpić,
że Mikołaj dobrowolnie szukał śmierci. Podczas ciężkich mrozów petersburskich jeździł
na przeglądy pułków, ubrany w sposób wyzywająco lekki. Organizm człowieka, który
nigdy w życiu nie chorował, zmógł przeziębienie. Zgon przyszedł szybko, przez nikogo
nie oczekiwany... zaraz po wieści o klęsce pod Eupatorią, zadanej wojskom carskim
przez pogardzanych Turków. Agonia była bardzo ciężka. Mikołaj I odszedł w chwili
wyjątkowo mrocznej. Anglicy i Francuzi zdecydowanie brali górę w wojnie nazywanej
krymską. Potęga armii rosyjskiej, przed którą od czasu pokonania Napoleona drżała
Europa, okazała się mitem. Zbliżała się upokarzająca chwila podpisania układu Ostatnie
dokumenty skreślone ręką Mikołaja - to szkice obrony na wypadek spodziewanego
wystąpienia Austrii. Car przewidywał konieczność opuszczenia bez walki rozległych,
urodzajnych ziem na południu. Zamierzał połączyć się z armią w Brześciu nad Bugiem.
Pomimo aż tak ciemnych kolorów położenie było o wiele mniej straszne od pozorów.
1
Koalicja ani myślała o rozbijaniu Rosji czy o naruszaniu jej ustroju. Temu państwu od
zewnątrz nie zagrażało właściwie nic, a trudności wywoływała jego własna zaborcza i
prowokująca polityka. Całe niebezpieczeństwo mieściło się wewnątrz granic imperium.
Było naprawdę wielkie i wzrastało z każdym rokiem. Na razie jednak miała nadejść
chwila umożliwiająca rozładowanie napięć... Mikołaj I umarł w lutym 1855 roku. W dwa
lata później Mikołaj Dobrolubow pisał w recenzji literackiej: "Jeden z naszych uczonych
profesorów, analizując rosyjską literaturę narodową, z nadzwyczajną przenikliwością
przyrównał nasz naród do Ilii Muromca, który przez trzydzieści lat siedział jak kamień, aż
nagle, wypiwszy czaszę mocnego piwa, poczuł przypływ sił bohaterskich i ruszył do
zadziwiających czynów. W istocie, cała nasza historia odznacza się jakąś porywistością:
nagle powstało u nas państwo, nagle przyszło chrześcijaństwo... momentalnie
dogoniliśmy Europę, a nawet prześcignęli ją... Porwiemy się raptem do czegoś, a potem
siądziemy znów i siedziemy jak Ilia Muromiec, w doskonałej obojętności wobec
wszystkiego, co się dzieje na białym świecie. Dwa lata temu rozruszała nas wojna...
Jakbyśmy się obudzili z ciężkiego snu, otworzyli oczy na swe własne domowe oraz
społeczne porządki i zauważyli, że nam tego i owego brak... Jakich wtedy problemów nie
poruszono, do jakich zakamarków się nie dobrano! <<Od Permu do Taurydy>> przeleciał
jeden wielki głos: Spiesz, kto możesz, ratować Ruś od wewnętrznego zła! Wszystko się
poruszyło, odezwało głosem silnym, twardym, rozumnym. Starcy jakby się pozbyli
poprzedniej ociężałości, wystąpili też młodzi działacze, którzy ze świeżymi siłami zabrali
się do roboty. Literatura - jak zawsze - pierwsza stała się wyrazicielką powszechnych
dążeń... Toteż, jak się zdaje, uzyskała w społeczeństwie znaczenie: zajęła się niemal
wyłącznie sprawami, na które obrócona była uwaga ogółu... Poeci i prozaicy, uczeni i
dyletanci, teoretycy i praktycy - wszyscy z samozaparciem i demaskatorskim zapałem
rzucili się na mroczne bagna nieuctwa i nadużyć... Literatura dalej rzetelnie prowadzi
rozpoczęte dzieło: służbę sprawie doskonalenia społeczeństwa uważa za swe
najświętsze powołanie. Raz na zawsze wyszła z powijaków i bez względu na to, co się
stanie, już w niej nie uzyskają prawa obywatelstwa ani dworackie komplementy z okazji
podniosłych uroczystości, ani lokajskie ody na okoliczność obdarowania takiego to pana
owaką godnością, ani karczemne dytyramby na cześć byle obchodu z iluminacją i
fajerwerkami. Literatura nadal demaskuje, nadal wzywa do rzeczy dobrych i
szlachetnych...*1{N. A. Dobrolubow, Izbrannyje soczinienija, Moskwa-Leningrad 1947, s.
7-9.} To wszystko zostało napisane w samej Rosji i wydrukowane w roku 1857. Równo
dziesięć lat wcześniej, w lutym 1847 roku, w okolicach Taurogów przekroczył granicę
sławny później Aleksander Hercen. Kilku lat bezowocnych marzeń oraz usilnych starań
trzeba było, by nareszcie uzyskać paszport i wyrwać się za granicę. Nie była ona też
rajem, ale bądź co bądź tylko tam rozkwitnąć mógł wielki talent pisarski
"niekoronowanego cara Rosji". Hercen nie uprawiał sztuki przeznaczonej tylko dla
znawców. Zadanie literatury pojmował w tym duchu, którym tchnął przytoczone przed
chwilą słowa Dobrolubowa. Ale za Mikołaja I nie wolno było "demaskować, wzywać do
rzeczy dobrych i szlachetnych". W kilka lat po wyjeździe Hercena, w roku 1855, Mikołaj
Czernyszewski w auli uniwersytetu petersburskiego publicznie wygłosił rozprawę
magisterską O stosunku estetycznym sztuki do rzeczywistości. Prelekcja nie wzbudziła
2
entuzjazmu w ówczesnym świecie oficjalnym i nie przyniosła autorowi pożądanego tytułu
naukowego. - Zdaje się, że nie to panom wykładałem - z przekąsem zauważył profesor
Kletniew, przewodniczący komisji. Zupełnie inaczej ustosunkowała się do rzeczy szeroka
opinia publiczna. O referacie Czernyszewskiego było w Petersburgu głośno na wiele dni
przed jego datą. Przyjaciele mówcy zawczasu zapoznali się z treścią wykładu. W samym
dniu prelekcji obszerna aula uniwersytetu zapełniła się do ostatniego miejsca. Ludzie
tłoczyli się w przejściach, stali na parapetach okien. Wśród studenckich uniformów
widniały liczne ubrania cywilne oraz mundury oficerskie. Audytorium to głośno i bez
ceremonii wyrażało zadowolenie. Znawcy historii Rosji twierdzą, że owo publiczne
wystąpienie Czernyszewskiego rozpoczynało w życiu inteligencji rosyjskiej i całego kraju
zupełnie nową kartę. Otwierało okres zwany wówczas "odwilżą" lub inaczej "wiosną
posewastopolską". Nie warto w tej chwili wszczynać teoretycznego sporu o znaczenie
jednostki w dziejach. Poprzestańmy na faktach. W 1855 roku śmierć okrutnika i tyrana
Mikołaja I zamknęła rozdział historii. Nowy zapoczątkowało samo społeczeństwo.
Nastało powszechne przekonanie, że zmiany są nieuniknione. Zabrakło człowieka, który
potrafił kierować systemem strasznym w każdym szczególe, ale logicznym jako całość.
Nieco później Otto von Bismarck, pełniący obowiązki posła Prus w Petersburgu, donosił
swemu monarsze: "Jak się zdaje, nie ma ani jednej partii, ani jednego wpływowego męża
stanu, który by uważał za pożądane lub możliwe zachowanie istniejących urządzeń
państwa rosyjskiego; wszyscy żądają zmian." Przyszły "żelazny kanclerz" wdał się w
bardziej szczegółowe analizy: "Czynnikiem ruchu jest nie tyle waga osób, które usiłują
ruch popierać, lub wartość bałamutnych i niewykonalnych projektów, stawianych jako
ideał przyszłości, ile powszechne, podzielane również przez monarchę i przez najwyższe
koła rządzące przeświadczenie, że stan teraźniejszy nie może w Rosji nadal trwać, iż
gruntowne zmiany polityczne są nieodzowne; jednocześnie zaś nie ma nikogo, kto by
potrafił nadać określony wyraz, w kształcie jasnych i konkretnych projektów, temu
głuchemu dążeniu do lepszego stanu rzeczy."*1{Die politischen Berichte des Fuersten
Bismarck von Petersburg und Paris, t. II, Berlin 1920, s. 185. (Według J.
Kucharzewskiego, Lata przełomu, Warszawa 1928, s. 88.)} Rozważania nad tym, czy
Bismarck słusznie ocenił "ruch" i kierujące nim osoby, za daleko by nas odciągnęły od
tematu. W awangardzie "odwilży" szła inteligencja, na czele z Mikołajem
Czernyszewskim. Ona nadawała ton, formułowała żądania. Ale i tłum nie milczał. W
ostatnim dziesięcioleciu panowania Mikołaja I wybuchło 348 buntów chłopskich. W
następnym pięcioleciu - w latach 1855-1860 - było ich czterysta siedemdziesiąt sześć.
"Sto dwadzieścia tysięcy ziemian jest w Rosji, kto może, przenosi swe ruchome kapitały
za granicę. Mówię z każdym człowiekiem, kto tylko może o tym coś wiedzieć: wszyscy
widzą rzeczy na czarno..." - meldował do Berlina pruski przedstawiciel wojskowy, Kurt
von Shloezer.*1{Ibidem, s. 361.} Wnętrze imperium kipiało, lecz ustrój trwał. Prawo
decyzji nadal niepodzielnie należało do jednego człowieka. Aleksander II wstąpił na tron
w wieku już całkiem dojrzałym, liczył sobie trzydzieści siedem lat. Był wysoki, postawny,
znakomicie jeździł konno, miał błękitne oczy, nie wymawiał spółgłoski "r" i od amorów
wcale, ale to wcale nie stronił. Trudno zdać sobie sprawę z rysów jego twarzy. Portrety
pokazują bowiem oblicze ozdobione prawdziwym arcydziełem sztuki fryzjerskiej. Bujne,
3
daleko na podbródek zachodzące baki oraz długie, lecz w zdyscyplinowanej linii
utrzymane wąsy jakoś jednak nie pasują do oczu, zdradzających zdumienie, a może i
słabość. Zachował się wizerunek Aleksandra jako następcy tronu. Młody, gładko
wygolony człowiek w mundurze stoi bokiem, wsparty na szabli. Jego profil o miękkiej linii
cofniętego podbródka i czoła sprawia wrażenie zdecydowanie nierosyjskie. Takie samo
zgrabne książątko mogłoby żyć w którymś z dworów niemieckich lub skandynawskich.
Matka Aleksandra była Niemką, król pruski wypadał mu rodzonym dziadem. Uchodzi za
pewnik, że na tronie Rosji już od XVIII wieku zasiadali nie Romanowowie, lecz Holstein-
Gottorpowie. Zawiła historia. Kto właściwie był ojcem Pawła I? Jego oficjalny rodzic, Piotr
III, podobno bardzo się zdumiał na wiadomość o ciąży małżonki, Katarzyny II. Był
impotentem. Jedno pewne: rdzennie germańskie pochodzenie Katarzyny, urodzonej w
Szczecinie księżniczki Anhalt-Zerbst-Dornburg. Aleksander przyszedł na świat pod
wyjątkowo dobrą wróżbą. Urodził się dnia 17 kwietnia (starego stylu) 1818 roku w
Moskwie, na Kremlu. Wśród wszystkich cesarzy rosyjskich miał w tym względzie tylko
jednego poprzednika - samego Piotra Wielkiego. Panujący podówczas cesarz-stryj,
Aleksander I, bawił w Warszawie. Na radosną wiadomość odpowiedział mianowaniem
noworodka szefem pułku huzarów lejbgwardii. Epoka monarchii jest już bardzo odległa i
dzisiaj śmieszy to, co było wtedy chlebem powszednim, normą. Król pruski nie
pozostawał w tyle. Natychmiast odznaczył pierworodnego wnuka Orderem Czarnego
Orła, a konny kurier zdążył przywieźć insygnia do Moskwy na sam dzień chrztu. Latem
tegoż roku Fryderyk Wilhelm III osobiście wybrał się do Rosji. Chciał własnymi oczyma
obejrzeć nowy produkt berlińsko-petersburskiej symbiozy tronów. Pierwsze polityczne
wystąpienie Aleksandra odbyło się w chwili szczególnej, wnoszącej zupełnie nowy ton w
życie imperium. Było to 14 grudnia 1825 roku, w sam dzień buntu dekabrystów. Mikołaj
kazał przywieźć syna do Zimowego Pałacu. Na zewnątrz wierne carowi pułki tłumiły
powstanie, a na wewnętrznym dziedzińcu uszykował się batalion saperów gwardii.
Dworzanie przynieśli małego księcia. Zwracając się do żołnierzy, Mikołaj obwołał go
następcą tronu. Rozpoczęła się uroczystość, którą nadworni historycy opisywali z
namaszczeniem. Gwardzistów ogarnął entuzjazm. Książę przechodził z jednych rąk
żołnierskich na drugie, całowano mu nie tylko dłonie, lecz i stopy. W czterdzieści pięć lat
później, 2 sierpnia 1870 roku, król pruski odwiedził na polu bitwy swoją gwardię,
wykrwawioną w ciężkich bojach z Francuzami. Hindenburg, którego starsi z nas przecież
pamiętają, był wtedy młodym oficerem i rozpływał się w pamiętniku nad chwilą powitania.
Nie dało się utrzymać wojska w ordynku. Żołnierze otoczyli monarchę, całowali go po
wszystkich czterech kończynach. Tak na dalekim zachodzie Europy zachowywali się nie
żadni niepiśmienni carscy saperzy, lecz członkowie narodu, który na długo przedtem
wydał Immanuela Kanta. Wiele czasu musiało upłynąć, zanim Europa od biedy nauczyła
się wyznaczać władzy politycznej właściwe miejsce, widzieć w niej tylko funkcjonariusza
społeczeństwa. Aleksander wzrastał pod czujnym okiem pedagogów. Zaliczał się do nich
poeta Zukowski, który w pewnym liście do cesarzowej-matki stwierdzał wśród mnóstwa
zachwytów, że wszystko będzie jak najlepiej, jeśli tylko następca tronu zrozumie
znaczenie słowa "obowiązek". Nawet carosławny dziejopis Szumacher nie mógł pominąć
w relacji takich cech osobowości Aleksandra, jak słabość woli i brak umiejętności
4
skupiania uwagi. Losy nie poskąpiły Aleksandrowi II dobrych wróżb, ale bardzo słabo go
wyposażyły na spotkanie z chwilą nad wyraz trudną. Początek jego panowania
zapowiadał się niemal promiennie. Poddani darzyli nowego władcę zaufaniem, słali mu
swe pragnienia pod nogi. Sam Hercen pisał w Londynie: "Cesarzu, panowanie Twoje
rozpoczyna się pod gwiazdą wyjątkowo szczęśliwą. Nie masz na sobie plam krwawych,
nie masz wyrzutów sumienia... nie miałeś w potrzeby przejścia przez plac zbroczony
krwią rosyjską, by zasiąść na tronie... Kroniki domu Twego nie dają bodaj przykładu tak
czystego początku... Od Ciebie oczekują ludzie łagodności, oczekują serca ludzkiego.
Jesteś niezwykle szczęśliwy..." Koniunktura istotnie musiała uchodzić za wyjątkową, jeśli
nawet Hercen aż do tego stopnia przesadzał. W rzeczywistości bowiem od Aleksandra
oczekiwano nie tyle może odruchów dobroci, co działania... w zupełnie określonym
kierunku. W 1959 roku minęło sto lat od chwili śmierci wielkiego historyka francuskiego,
Aleksego de Tocqueville. Obecnie - zwłaszcza na Zachodzie - wspomina się go często
jako tego myśliciela, który w roku 1834 przewidywał, że w przyszłości Rosja i Stany
Zjednoczone zajmą pierwsze miejsce w świecie. że mówił o Rosji, to mniej dziwne. Już
wtedy była ona pierwszorzędnym mocarstwem. Lecz czymże były Stany Zjednoczone
sto dwadzieścia pięć lat temu? Kiedy w 1917 roku przystąpiły do wojny, Niemcy się
śmiałi. Aleksy de Tocqueville był historykiem i czynnym politykiem: przez pewien czas
piastował godność ministra spraw zagranicznych. Jego diagnoza pochodziła pewnie od
połączenia olbrzymiej wiedzy naukowej z doświadczeniem praktycznym. Książka
L'Ancien Regime et la Revolution Francaise zawiera pewną genialną li diagnozę. Cytuje
się ją często, ale powtórzenie na pewno nie zawadzi: "Francuzi uważali położenie swe za
tym nieznośniejsze, im bardziej się ono poprawiało. Wydaje się to niepojęte, lecz historia
pełna jest podobnych przykładów. Bynajmniej nie zawsze doprowadza do rewolucji
przejście od złego stanu do gorszego. Częściej zdarza się, że naród, który znosił bez
skarg i jakby nieczule najbardziej gnębiące ustawy, gwałtownie zrzuca z siebie ich
jarzmo, właśnie gdy staje się ono lżejsze. Stan rzeczy, który sprowadza rewolucję, bywa
prawie zawsze lepszy od tego, który go bezpośrednio poprzedził, i doświadczenie uczy,
że dla rządu złego najgroźniejszą staje się ta chwila, gdy zaczyna się on poprawiać. Zło,
które się znosiło cierpliwie, jako coś nieuniknionego, staje się nieznośne na myśl, że
można się odeń uwolnić. Wówczas, ilekolwiek nadużyć by się usunęło, wyraźniej jeszcze
niejako wystąpią na jaw nadużycia pozostałe: zło wprawdzie zmniejszyło się, lecz za to
wzmogła się wrażliwość."*1{A. de Tocqueville, L'Ancien Regine et la Revolution
Francaise, Paryż 1859, s. 291-292.} Wywód dotyczył Francji za Ludwika XVI i bez
wiedzy autora, lecz jak najdokładniej, malował główną trudność rządów Aleksandra II w
Rosji. Nowy cesarz od razu na początku dał poddanym kilka ulg. Życie stało się lżejsze i
nie pomimo, ale właśnie dlatego spadek po starych porządkach dokuczał niemiłosiernie,
z wolna przeistaczał się w śmiertelne niebezpieczeństwo dla ustroju. Tymczasem
Aleksander, zamiast gruntownie przebudowywać, poprzestał na retuszu. Istotę dawnego
systemu zachował. Jeden z piszących dzisiaj publicystów polskich pochwała Aleksandra
II z to, że dał swemu narodowi samorząd ziemski i miejski oraz nowoczesne
sądownictwo, "z państwa policyjnego i stanowego przeobraził Rosję w nowoczesne
państwo praworządne". Nieporozumienie o wymiarach rzadko spotykanych. Tamtemu
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl