Janice Maynard - Kto kogo uwiódł(1), harlequin
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Janice MaynardKto kogo uwiódł?Tłumaczenie:Ewa KönigROZDZIAŁ PIERWSZYWiekowa furgonetka marki Volkswagen w kolorach bieli i akwamaryny, z wymalowanymi nadrzwiach stokrotkami, dotoczyła się do widokowej zatoki i tam wydała ostatnie tchnienie.Siedząca za kierownicą właścicielka przyjęła to bez zdziwienia. Zoe Chamberlain wiedziała, żewielokrotnie naprawiany silnik może wysiąść w każdej chwili.Co nie znaczy, że była gotowa położyć krzyżyk na swym ulubionym środku lokomocjio dźwięcznym imieniu Bessie, który od ładnych paru lat stanowił bodaj jedyny stały element w jejwędrownym życiu. Bessie najwidoczniej uznała, że ich kolejnym miejscem tymczasowego postojubędzie miasteczko Silver Glen w Karolinie Północnej.Zoe wyskoczyła z szoferki i przeciągnąwszy się, z rozkoszą wciągnęła w płuca świeże powietrzekwietniowego poranka. U jej stóp, w wąskiej kotlinie między dwoma wzniesieniami, spoczywałourocze miasteczko mogące pięknem swego położenia konkurować z niejedną szwajcarską wioską.Szukając informacji w I-phonie, Zoe dowiedziała się, że w miasteczku nie ma taksówek, a jedynymdostępnym środkiem transportu są samochody obsługujące drogi hotel o miło brzmiącej nazwieSilver Beeches. Zapewne kursujące między hotelem a lotniskiem.Jednakże wędrowne życie nauczyło Zoe radzić sobie w najdziwniejszych sytuacjach. I zdawałasobie sprawę, że jej uśmiech potrafi zdziałać cuda.Kolejny raz musi się odnaleźć w nieznanym otoczeniu i zmierzyć z nowymi problemami. W głębiducha czuła, że ma dość takiego życia. Wiecznej ucieczki.W dodatku ciężka choroba, którą niedawno przeszła, wyraźnie osłabiła jej organizm, zaśodkrywanie raz na tydzień, a nawet częściej, coraz to nowych fascynujących miejsc też zaczęło tracićdawny urok. Więc chociaż starała się o tym nie myśleć, narastało w niej pragnienie, aby znaleźćśrodowisko, w którym mogłaby zapuścić korzenie i stać się jego częścią.Upodobanie do przygód, potrzeba poznawania świata i poszerzania horyzontów – takimiargumentami już nazbyt długo usprawiedliwiała swe tchórzostwo. Nadal jednak nie potrafiła stanąćdo walki ze ścigającymi ją demonami. Musi najpierw dać sobie czas na odpoczynek i odzyskaćzarówno fizyczne, jak i duchowe siły.Może spoczywające w dole senne miasteczko stworzy jej po temu warunki? Oby tak się stało.Czule poklepała błotnik Bessie.– Trzymaj się, staruszko. Postaram się jak najszybciej załatwić ci holowanie do warsztatu.A tymczasem podziwiaj piękne widoki.Liam Kavanagh popatrzył z zaciekawieniem na wchodzącą do hotelowego holu blondynkę. Samauroda dziewczyny wystarczyła, aby przyciągnąć wzrok, ale poza tym szeroka wielobarwna spódnicado kostek oraz trzymana w ręku gitara w pokrowcu nadawała jej wygląd wracającej z koncertuhippiski z lat 60-ych XX wieku.Liam miał pełne zaufanie do swego wyszkolonego personelu, który wszystkim gościom okazywałniezmienną życzliwość i gościnność, toteż normalnie witał osobiście tylko swoich dobrychznajomych.Tym razem jednak jakaś przemożna siła kazała mu podążyć w kierunku nowo przybyłej.– Miło mi panią powitać w Silver Beeches. Czym mogę służyć?– Chciałabym wynająć pokój – odparła, poprawiając przewieszoną przez ramię torbę z rafiii obdarzając go czarującym uśmiechem.Liam z trudem ukrył zaskoczenie. Najtańszy pokój w jego hotelu kosztował osiemset dolarów, zaśpiękna dziewczyna nie robiła wrażenia osoby mogącej sobie pozwolić na taki luksus.– Czy ma pani rezerwację?– Tak, godzinę temu zrobiłam rezerwację przez internet. Czy coś się stało?– Ależ nie – rzucił szybko, chcąc zatrzeć złe wrażenie, jakie najwyraźniej zrobiło na niej jegopytanie. – Po prostu rezerwacje sprawdzałem znaczenie wcześniej, z samego rana. Uprzejmiezapraszam – oświadczył, podprowadzając ją do recepcji. – Oddaję panią w dobre ręce Marjorie.I proszę się do mnie zwracać, gdyby miała pani jakiekolwiek życzenie. Staramy się, aby nasi gościedobrze się u nas czuli.– Cóż za galanteria!Uśmiech, jakim go obrzuciła, sprawił, że Liamowi zrobiło się gorąco. Nie miał pewności, czydziewczyna sobie z niego nie kpi.– No cóż, staramy się – odparł, zły na siebie, że zachowuje się jak sztywniak.Niestety poczucie odpowiedzialności za matkę i liczne rodzeństwo, jaką wziął na siebiedwadzieścia lat temu po nagłym zniknięciu ojca, narzuciło Liamowi wewnętrzny rygor, który niepozwalał mu się odprężyć.Skłoniwszy się uprzejmie, podszedł do dyżurującego w recepcji zasłużonego pracownika.– Nie bardzo pasuje do naszej klienteli – zauważył.Liczący ponad sześćdziesiąt lat Pierre, który od wczesnej młodości pracował dla rodzinyKavanghów, ściągnął wargi.– Niebrzydka – mruknął.Liam w roztargnieniu pokiwał głową. Nie potrafił określić wieku nowo przybyłej. Jasnanieskazitelna cera nadawała dziewczynie młodzieńczy wygląd, lecz spojrzenie jej oczu zdawało sięświadczyć o dużym doświadczeniu. Nie bardzo rozumiał, dlaczego nieznajoma tak bardzo gofascynuje. Różniła się diametralnie od nienagannie ubranych i umalowanych kobiet, jakie zazwyczajtutaj się zatrzymywały.Goście hotelu rekrutowali się spośród zamożnych emerytów, robiących karierę przedstawicielimłodego pokolenia oraz znanych osobistości pragnących na pewien czas ukryć się przed światem.Strzeżenie ich prywatności i zaspokajanie potrzeb należały do naczelnych zasad obowiązujących całypersonel.Kiedy po krótkiej chwili boy wniósł do holu skromną walizkę i poprowadził nieznajomąw kierunku wind, Marjorie wysunęła się zza lady i podeszła do Liama oraz Pierre’a.– Jakiś problem? – zapytał Liam, marszcząc czoło.– Sama nie wiem – odparła Marjorie.Była to zażywna kobieta w średnim wieku o włosach przyprószonych siwizną.– Ale na wszelki wypadek powinieneś chyba wiedzieć, że ta pani wynajęła pokój aż na sześćtygodni.Mężczyźni byli wyraźnie zaskoczeni. Liam pierwszy odzyskał głos.– Były jakieś trudności z ustaleniem sposobu regulowania rachunku?– A zasadzie nie. Ma platynową kartę bez żadnych ograniczeń. Ale nikt normalnie nie robi w dniuprzyjazdu tak długiej rezerwacji. Wydało mi się to dosyć dziwne.– Musi mieć po temu jakiś powód – odparł Liam, nie chcąc zdradzać przed pracownikamizaniepokojenia.– Będę ją miał na oku – zapewnił go Pierre. – Dam panu znać, jeśli zauważę coś podejrzanego.W tym momencie od strony bocznej klatki schodowej energicznym krokiem weszła do holu matkaLiama. Maeve Kavanagh była pełną życia sześćdziesięciolatką o bystrym spojrzeniu, przed którymnic nie mogło się ukryć.– Co macie takie kwaśne miny? – zwróciła się do debatującej trójki. – Jakieś kłopoty?– Nie, nic ważnego – uspokoił matkę Liam. – Zastanawialiśmy się nad pochodzeniem kobiety,która przyjechała tu chwilę temu.– Dajcie sobie spokój – prychnęła Maeve. – Nie znoszę plotek.– Dobrze, mamo, będę o tym pamiętał – zapewnił ją Liam, uśmiechając się z przymusem.W duchu jednak nadal dręczył go niepokój. Nie znosił sekretów i niejasności. Tajemne życie ojcao mało nie zrujnowało rodziny i doprowadziło do jego przedwczesnej śmierci. Liam nie tolerowałteż skłonności do mijania się z prawdą. Zarówno u mężczyzn, jak i kobiet. Nawet tych najbardziejatrakcyjnych.– Przepraszam, ale mam do załatwienia kilka ważnych telefonów – powiedział i skinąwszy głową,udał się do biura. Tłumaczył sobie po drodze, że nie powinien wyciągać pochopnych wniosków natemat tajemniczej blondynki.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]