Jacqueline Baird - Podarunek miłości, ● Harlequin Romance
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
JACQUELINE BAIRD
Podarunek miłości
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- To łoże wygląda na bardzo wygodne - zauważyła niby od
niechcenia Penny, po czym posłała swemu towarzyszowi
kokieteryjne spojrzenie. - Nie czujesz się zmęczony po locie?
- Oho, komuś chodzą po głowie nieprzyzwoite myśli - uśmiechnął
się Raul i z rozmachem rzucił walizkę na łóżko. - Przykro mi, kotku,
ale teraz nie mam czasu, za pół godziny przyjedzie po mnie
samochód. Bądź tak miła i rozpakuj nasze rzeczy, a ja tymczasem
wezmę prysznic.
Penny odprowadziła go nieco rozżalonym wzrokiem, gdy szedł do
przyległej do apartamentu łazienki i westchnęła z rezygnacją.
Zawsze stawiał interesy na pierwszym miejscu, czemu więc teraz
miałoby być inaczej?
Rozpakowała walizki, zsunęła sandały, opadła ciężko na łóżko i
powiodła dookoła zniechęconym spojrzeniem. No tak, kolejny
hotelowy pokój. Nie miała pojęcia, ile już ich widziała, dawno
straciła rachubę. Na początku była oszołomiona ich luksusowym
wystrojem, z czasem jednak zaczęło ją to nużyć, gdyż wszystkie
wyglądały prawie tak samo.
Z łazienki dał się słyszeć szum wody i niski głos, który śpiewał
hiszpańską piosenkę, aczkolwiek z lekka fałszując. Na ładnie
wykrojonych wargach Penny zaigrał pełen czułości uśmiech. Gdy
głos ucichł, usiadła na łóżku, poprawiła włosy, a w jej błękitnych
oczach pojawiło się oczekiwanie.
Wiedziała, że to głupie, ale nic na to nie mogła poradzić. Była z
Raulem już od kilku miesięcy, kochała go ponad życie i szalała za
nim nie mniej, niż na początku znajomości. Wystarczyło, by na nią
spojrzał, a już przebiegał ją rozkoszny dreszcz. W tym momencie
Raul wszedł do pokoju i Penny jak zwykle poczuła, że jej
nieposłuszne serce zaczyna fikać koziołki.
Znała jego ciało chyba nawet lepiej niż swoje własne, a jego widok
wciąż jej nie nużył, lecz nieodmiennie zachwycał. Raul nie był może
szaleńczo przystojny - miał na przykład zbyt wydatny nos i niemal
kwadratowy zarys szczęki - ale jego kruczoczarne włosy, piwne
oczy, sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu plus figura
sportowca czyniły go nieodparcie męskim i atrakcyjnym.
W tym momencie miał na sobie jedynie śnieżnobiały ręcznik,
nonszalancko okręcony wokół bioder. Penny dosłownie pożerała go
wzrokiem, gdy kręcił się po pokoju, zaglądając do szaf i szuflad w
poszukiwaniu odpowiedniej garderoby.
- Dios! Spóźnię się, jak nic. - Odwrócił się w stronę łóżka, trzymając
w ręku parę czarnych jedwabnych slipów i spojrzał na Penny
roziskrzonymi oczyma. - Dlatego nawet nie próbuj mnie kusić!
- Kto? Ja??? - zdziwiła się i zatrzepotała rzęsami, istne wcielenie
niewinności.
- Owszem, ty - uśmiechnął się zmysłowo. - Wystarczy, że tylko
znajdziesz się w pobliżu łóżka, a jesteś w stanie wskrzesić
umierającego stulatka.
- Ale ty chyba nie jesteś aż tak stary? - zażartowała.
- Och, ty nieznośna... - Usiadł obok Penny, ujął jej dłoń, a drugą ręką
odgarnął spadające jej na czoło jasne pasmo. Spoważniał. -
Przepraszam cię za to - ogarnął wzrokiem pokój. - Wiem, obiecałem
ci, że twoje urodziny będziemy obchodzić w Londynie. - Wzruszył
ramionami.
- Ale w życiu różnie bywa, sama wiesz.
- Nie ma sprawy - zapewniła. - Ileż dziewcząt dałoby dużo za to, by
przybyć na lotnisko w Hiszpanii, myśląc, że za dwie godziny
wylądują w Londynie i nieoczekiwanie znaleźć się na Bliskim
Wschodzie! - prawiła z nieco wymuszoną beztroską, która miała
ukryć jej rozczarowanie.
- Chyba że chodziło ci o to, że tutaj będę twoją białą niewolnicą?
- W tym kraju to nie żarty. Tu naprawdę należysz wyłącznie do mnie
i nie wolno ci o tym zapominać.
- Tak, panie... - Z szelmowskim błyskiem w oczach pochyliła niby to
potulnie głowę i przesunęła dłonią po muskularnym udzie Raula, co
wywołało wybuch śmiechu.
- Ty czarownico! Zachowuj się! Byle jak, ale się zachowuj -
zażartował. - Naprawdę muszę wyjść. Ale obiecuję, że gdy wrócę za
kilka godzin, wynagrodzę ci wszystko z nawiązką.
Oby... Tego ranka opuścili jego hacjendę, by złapać pierwszy
samolot do Londynu, ale gdy jechali na lotnisko, odezwał się telefon
w samochodzie i okazało się, że Raul musi natychmiast udać się do
Dubaju na bardzo ważną konferencję. Akurat tak się złożyło, że
niemal natychmiast mieli samolot, Penny więc niemal nie zdążyła się
zorientować, co się dzieje i już leciała ku żarowi basenu Morza
Śródziemnego, zamiast ku mgłom Albionu.
Na szczęście zdążyła już przywyknąć do tego, że Raul
swobodnie
przemieszcza się z miejsca na miejsce po całej kuli ziemskiej, i to
zupełnie nieoczekiwanie. W jego sytuacji było to raczej normalne,
skoro był właścicielem międzynarodowej firmy zajmującej się
budownictwem przemysłowym, a oprócz tego posiadał w
hiszpańskiej Andaluzji hacjendę, która zajmowała, bagatela, parę
tysięcy akrów. Tak, nie dało się ukryć, że jej chłopak był diabelnie…
Uśmiechnęła się leciutko. Jej chłopak? Raul Da Silva skończył już
trzydzieści siedem lat i z całą pewnością nie zasługiwał na miano
„chłopaka".
- To mi się w tobie podoba. Inna kobieta robiłaby z igły widły, a ty z
łatwością przystosowujesz się do każdej sytuacji - powiedział z
zadowoleniem i wstał z łóżka. Najpierw jednak kompletnie pozbawił
Penny tchu cudownie długim i namiętnym pocałunkiem.
Wciąż jeszcze oszołomiona, wodziła za nim rozkochanym
spojrzeniem, gdy znów kręcił się po pokoju. Proszę, jak szybko
przedzierzgnął się z czułego kochanka w twardego biznesmena,
pomyślała z niejakim zawodem. Zaledwie trzy minuty później stał
przy niej w eleganckim trzyczęściowym garniturze w kolorze
marengo, w białej koszuli i niebiesko-szarym krawacie w paski.
- Zapnij mi spinki do mankietów, maleńka - wyciągnął do niej ręce.
Penny rozjaśniła się, słysząc to ostatnie słowo, tak przecież pełne
czułości, i spełniła jego prośbę.
- Dzięki. Zupełnie nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - uśmiechnął
się do niej, a jego piwne oczy nabrały jakiegoś złocistego połysku.
Naraz sięgnął do kieszeni i wyjął z niej obciągnięte aksamitem
pudełeczko. - Miałem zamiar wręczyć ci to przy blasku świec w
twojej ulubionej restauracji nad Tamizą, ale w obecnej sytuacji
chyba lepiej będzie, jak dam ci to już teraz, żeby ci jakoś
wynagrodzić moją nieobecność.
Penny spuściła wzrok, by ukryć nagłe rozczarowanie. Pudełko było
za duże! Wbrew wszystkiemu łudziła się myślą, że otrzyma w
prezencie zaręczynowy pierścionek. Przywołała uśmiech na twarz i
wzięła podarunek z ręki Raula.
Aż się zachłysnęła z wrażenia. Na czarnym aksamicie połyskiwała
cudnej piękności diamentowa bransoleta, godna królowej.
- Wszystkiego najlepszego, moja miła. Podoba ci się?
- Jakże mogłaby mi się nie podobać? Jest przepiękna.
- Wyciągnęła do niego rękę. - Teraz ty mi zapnij. - Cały czas
trzymała nieco spuszczoną głowę, co wyglądało tak, jakby
podziwiała drogocenną bransoletkę. - Przecież to musiało kosztować
fortunę. Och, Raul, rozpieszczasz mnie.
- Próbowała się ponownie uśmiechnąć, lecz bezskutecznie. Poczuła
w oczach podejrzaną wilgoć.
Uniósł dłonią jej brodę i spojrzał jej prosto w twarz.
- To kolejna rzecz, która tak mnie w tobie urzeka, Penny. Jesteś
bardzo wrażliwa i nie wstydzisz się tego okazywać. - Delikatnie otarł
łzę z jej policzka. - I nie mów, że cię rozpieszczam, naprawdę na to
zasługujesz. Jesteś dla mnie taka dobra.
A czy ty jesteś dla mnie dobry, pomyślała i nagle zawstydziła się.
Jak tak mogła? Przecież Raul dbał o nią po swojemu. Ofiarował jej tę
kosztowną bransoletę... Czyż mogła go winić za to, że nie domyślił
się, iż oczekiwała raczej pierścionka zaręczynowego? Czy mogła
mieć pretensje o to, że błędnie zrozumiał przyczynę jej łez? A czy
istnieje na świecie mężczyzna, który by w pełni zrozumiał kobietę?
Czemu więc Raul miałby stanowić wyjątek?
Cofnął dłoń, podniósł się i widać było, że myślami jest już gdzie
indziej. Penny znała go na tyle dobrze, że nie miała żadnych
wątpliwości co do tego, że w jednej chwili wyszedł z roli
romantycznego kochanka, by ponownie wcielić się w rzutkiego
biznesmena, zajętego wyłącznie interesami.
Ze zmarszczonymi brwiami zerknął na swego złotego Rolexa.
- Muszę już iść. Ty tymczasem odpocznij trochę. Gdybym nie wrócił
przed ósmą, zamów obiad do pokoju - zakomenderował i już stał w
drzwiach. Jeszcze tylko skinął jej ręką, rzucił banalne: no, to na
razie, i już go nie było.
Odpoczywać? Nie, teraz nie miała na to ochoty. Podniosła się, z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]