James Matthew Barrie - Przygody Piotrusia Pana(2), V2 DLA CIEBIE
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Aby rozpoczšć lekturę,kliknij na taki przycisk,który da ci pełny dostęp do spisu treci ksišżki.Jeli chcesz połšczyć się z Portem WydawniczymLITERATURA.NET.PLkliknij na logo poniżej.James Matthew BarriePRZYGODYPIOTRUSIA PANAOpracowałaZOFIA ROGOSZÓWNATytuł oryginału angielskiegoPeter Pan2Tower Press 2000Copyright by Tower Press, Gdańsk 2000Rozdział IWielka wyprawa do Parku LenegoByłoby wam trudno zrozumieć przygody Piotrusia Pana, gdybycie nie wiedzieli, jak wyglšdaPark Leny. Park ten jest olbrzymi i leży w pobliżu bardzo wielkiego miasta, w którymmieszka król. Prawie codziennie chodzimy z Daniem do parku i Danio jest wprost oszołomionymnóstwem wrażeń, jakich tam doznaje. Nigdy jeszcze żadne dziecko nie zwiedziłocałego parku za jednym razem, bo malcy w wieku Dania muszš sypiać od dwunastej dopierwszej w południe i dlatego trzeba spieszyć z powrotem do domu. Gdyby jednak waszemamy nie przestrzegały tak koniecznie tego spania od dwunastej do pierwszej w południe, tomoże moglibycie zwiedzić cały Park Leny w jednym i tym samym dniu.Przed parkiem cišgnie się nieskończenie długi sznur dorożek, nad którymi wasze piastunkimajš takš władzę, że skoro palec do góry podniosš, dorożka staje, a wtedy dzieci przechodzšswobodnie na drugš stronę ulicy i zatrzymujš się przed wielkš, żelaznš bramš. Bram w parkujest kilka, ale zwykle wchodzi się tš pierwszš. U wejcia można zamienić parę słów z panišod baloników. Pani ta z takim natężeniem całš swš przysadzistš postaciš przyciska stołek dobruku chodnika, a plecy do żelaznego ogrodzenia parku, że twarz jej jest czerwona jak burak.Ostrożnoć ta jest bardzo wskazana, bo gdyby choć na chwilkę puciła się sztachet i stołka,baloniki, które trzyma w ręku, uniosłyby jš w powietrze. I tak się nawet stało którego dnia,bo gdymy o zwykłej godzinie przyszli do parku, zastalimy pod bramš nowš paniš od baloników.Widocznie ta dawniejsza, gruba, oderwała się od sztachet i baloniki uniosły jš w górę.Danio bardzo żałował, że nie był przy tym, bo skoro już w ogóle miało się stać takie nieszczęcie,byłby przynajmniej chciał je widzieć na własne oczy.Leny Park jest przelicznym ogrodem, w którym rosnš miliony i setki najpiękniejszychdrzew. Zaraz za bramš zaczyna się Gaj Figowy, ale każdy umyka stšd czym prędzej, bo tutajbawiš się tylko dzieci, które z nikim zadawać się nie chcš, bo sš zanadto dobrze wychowane.Danio i inni bohaterowie w jego wieku nazywajš je pogardliwie małpkami. Dzieci techodzš postrojone jak laleczki z wystawy sklepowej, mówiš po cichutku i używajš wyszukanychwyrazów jak ludzie doroli. Nudzš się przy tym cišgle, bo w nic się bawić nie umiejš.Zdarza się jednak, że i najlepiej wytresowana małpa zbuntuje się w zwierzyńcu, przesadzistrzegšce jš mury i ucieknie w wiat daleki. Takim buntowniczym duchem była MarynkaGrey, o której dowiecie się więcej, kiedy dojdziemy do bramy ochrzczonej jej imieniem. Tamała Marynka jest jedynš małpkš, której wspomnienie przechowało się w Lenym Parku.Teraz przechodzimy na Dużš Drogę. Różnica między niš a innymi drogami jest prawie takajak między wami a waszym ojcem. Danio nie może się nadziwić, że droga ta jest z poczštkuwšska, a potem rozszerza się i rozszerza, dopóki się nie stanie zupełnie szerokš drogš.Danio twierdzi, że droga ta jest ojcem wszystkich cieżek i cieżynek parku, i wyrysował nawetobrazek, który mu się ogromnie podoba. Na tym obrazku Duża Droga wiezie w dziecinnymwózku Małš Dróżkę na spacer. I na tej drodze spotkać można tylko bardzo porzšdnetowarzystwo. Dzieci bawiš się tu zawsze pod okiem dorosłych, którzy pilnujš, żeby nie zamoczyłynóżek w wilgotnej trawie, i stawiajš je do kšta za to, że sš uparciuchami albomazgajami. Wyraz mazgaj oznacza kogo, kto płacze o byle co, na przykład o to, że goniania nie chce wzišć na ręce albo że mu palec z buzi wyjęto. Z dwojga złego lepiej już być4uparciuchem, bo tyle najmilszych rzeczy jest zabronionych na wiecie, że warto od czasudo czasu popróbować, czyby się jednak nie dało postawić na swoim.Gdybymy się zatrzymywali przy każdym placu, przez który przechodzi Duża Droga, stracilibymytyle czasu, że musielibymy wracać do domu nie obejrzawszy ani jednej częciwszystkich rzeczy godnych widzenia w Parku Lenym. Zwrócę wam więc tutaj tylko uwagęna drzewo Mundzia Helwetta, pod którym ów Mundzio, bawišc się pewnego razu, zgubiłjednego pensa, a po chwili szukania odnalazł dwa! Od tego pamiętnego zdarzenia cała ziemiadokoła drzewa jest rozgrzebana i zryta rydelkami młodocianych poszukiwaczy złota. Niecodalej wznosi się drewniana budka, w której zabarykadował się mały ksišżę Henry. Małyksišżę mazgaił się przez całe trzy dni bez żadnego powodu i za karę przyprowadzono go doParku Lenego w sukience jego siostrzyczki. Henry nie mógł znieć takiej hańby. Na DużejDrodze wydarł się z ršk bony, zamknšł się w drewnianej budce i nie dał się z niej wyprowadzić,póki mu nie oddano jego bufiastych majteczek z dwiema kieszeniami.Nie będę was namawiał, żebycie się zbliżyli do Okršgłego Stawu, bo zanim doń dojdziecie,nianie wasze, które sš okropnie tchórzliwe, odcišgnš was na pewno w innš stronę i pokażšwam cieżkę wiodšcš do Dziecinnego Pałacu. W pałacu tym mieszkała samiuteńka jedna,w otoczeniu bardzo wielu lalek, najsławniejsza dziewczynka z całego parku. Jeli kto pocišgnšłza sznurek dzwonka, wstawała zaraz z łóżka. O szóstej zapalała wiatło i odmykaładrzwi w koszulce nocnej, a wszyscy wołali w uniesieniu:Czeć królowej! Niech żyje królowa! Dania jednak najbardziej dziwi, skšd taka maładziewczynka wiedziała, gdzie sš schowane zapałki.Teraz zastępuje nam drogę Wycigowa Góra. Zdarza się, że dzieci wchodzš na niš bezzamiaru gonienia się lub cigania. Ledwie jednak stopy ich dotknš jej szczytu, taka ochotawzbiera w nich nagle, że zbiegajš z góry, jakby im skrzydła wyrosły u ramion. Zwykle zatrzymujšsię dopiero wówczas, kiedy już tak daleko odbiegły od starszych, że nie wiedzš, jaktrafić do nich. Ale na szczęcie jest tu druga drewniana budka, w której siedzi dozorca. Budkata nazywa się domkiem znajdków, bo jak się tylko dziecko zgubi, idzie do dozorcy i mówimu, że się zgubiło, a dozorca je zaraz znajduje. Na Górze Wycigowej zabawy i gonitwy nieustajš nigdy, bo nawet w dni zimne i wietrzne, kiedy dzieciom wychodzić z domu nie wolno,zamiast nich bawiš się tu i cigajš zżółkłe, jesienne licie. Opanowane szałem gonitwy, bezkońca wirujš tu i goniš się, a nikt na wiecie nie może im dorównać w lekkoci i chyżoci.Z Wycigowej Góry widzimy, jak na dłoni, Bramę Marynki Grey, o której przyrzekłemwam więcej opowiedzieć. Była to ładna, mała dziewczynka, która co dzień o tej samej godziniezjawiała się w parku w towarzystwie dwóch piastunek albo jednej mamy i jednej piastunki.Marynka była zawsze licznie ubrana, wszystkim małpkom mówiła pa i bawiła siętylko swojš własnš piłeczkš, którš raczyła rzucać na ziemię i kazała podnosić piastunce. Iraptem ta grzeczna, ta licznie ubrana i wzorowo wychowana Marynka zmieniła się w najniegrzeczniejszestworzenie. Chcšc dowieć, że jest naprawdę niegrzeczna, rozwišzała najpierwsznurowadła trzewiczków i wywiesiła język na cztery strony wiata. Potem zdarła z siebieszarfę jedwabnš, zmięła jš i podeptała nogami, pobiegła do kałuży i skakała po błocie, pókinim nie obryzgała swojej strojnej sukienki. Potem przelazła przez płot i narobiła jeszcze wieleinnych głupstw, na których zakończenie zrzuciła z nóżek oba zabłocone trzewiczki i cisnęła jedaleko poza siebie. Wreszcie, ochlapana błotem, rozczochrana i w pończoszkach tylko, pomknęłaku bramie, ochrzczonej teraz jej imieniem, wypadła na ulicę i byłaby z pewnocišzginęła w tłumie, gdyby biegnšca za niš matka nie porwała jej na ręce i nie zaniosła do dorożki,która zbuntowanš małpkę odwiozła do domu. Stało się to dawno temu i Danio tylkoz imienia zna Marynkę Grey.Na lewo od Dużej Drogi cišgnie się Aleja Dzidziusiów. Pełno tu dziecinnych wózków imaleństw zaledwie raczkujšcych wprost trudno przejć nie natknšwszy się na jakie nie5mowlę, co wywołuje natychmiast okrzyki grozy i oburzenia nianiek. Tu jest także przejcieku mleczarni, gdzie w prawdziwych rondlach gotuje się mleko i gdzie kwiatki kasztanówspadajš wprost do waszych szklanek. Tu pijš mleko także zwyczajne dzieci i do ich szklaneksypiš się kwiatki kasztanów, tak samo jak i do waszych.Teraz rzucimy okiem na studnię z basenem. Kiedy do tego basenu wpadł Jurek miały,tyle było w nim wody, że się przelewała przez brzegi. Jurek był pieszczochem swojej matki ize względu na to, że matka jego była wdowš, pozwalał jej nawet przy ludziach brać się czasempod ramię. Jurka ogarniała nieraz niepohamowana żšdza przygód. Wtedy najchętniejbawił się z kominiarzem Smoluchem. Pewnego razu, kiedy jak zwykle bawili się koło studni,Jurek miały wpadł do basenu i byłby się utopił, ale Smoluch dał nurka w wodę i wydobył gona wierzch. I co najważniejsze, że woda tak doskonale zmyła sadzę z twarzy Smolucha, żekiedy z niej wyszedł, wszyscy od razu poznali, że Smoluch jest ojcem Jurka, którego wszyscyuważali za zaginionego. Od tego czasu Jurek nigdy już nie pozwalał swojej matce, aby gobrała pod ramię.Pomiędzy studniš a Okršgłym Stawem leży boisko przeznaczone dla zwolenników krokieta.Tylko że do prawdziwej gry nie dochodzi prawie nigdy, bo podzielenie dzieci na partiezabiera za wiele czasu. Każde z dzieci chce grę prowadzić, a kiedy po wielu wysiłkach udasię nareszc...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]