Jayne Ann Krentz - Honor, Jayne Ann Krentz

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jayne Ann Krentz
Honor,
miłość
i...
1
ROZDZIAŁ 1
N
ie zamierzał jej tak wcześnie atakować, lecz Honor Mayfield ułatwiała mu sytuację,
jak mogła, i byłby głupcem, gdyby z tego nie skorzystał. Rozwijanie sieci należało do zadań
delikatnych, a najważniejsze było wybranie miejsca, od którego należy zacząć. Wyglądało
jednak na to, iż Honor sama dostarczy mu doskonałego pretekstu.
Constantine Landry siedział samotnie w prywatnej loży toru wyścigowego w Santa
Anita. Jedną nogę opierał od niechcenia o przepierzenie, na pustym miejscu obok niego leżała
japońska lornetka. Na pozór był tylko jednym z wielu zamożnych entuzjastów wyścigów
konnych, którzy wynajmowali prywatne loże.
Jednakże Landry nie interesował się wynikami drugiej gonitwy, wywieszanymi
właśnie na oświetlonej tablicy. Chłodnym wzrokiem obserwował kobietę o złotobrązowych
włosach, maszerującą szybkim krokiem między rzędami. Podążała za ekscentrycznie
ubranym mężczyzną, który wyprzedzał ją o kilka metrów.
Landry poderwał się z krzesła. Mógł już teraz zadzierzgnąć pierwszą nitkę sieci i, jeśli
się nie mylił, miała to być bardzo mocna nitka. Honor Mayfield najwyraźniej szukała guza.
Powstrzymanie jej dawało mu doskonały punkt zaczepienia.
Był przyzwyczajony do czekania na dogodny moment, a taki właśnie się nadarzał.
Wyszkoleni myśliwi prędko uczyli się podstawowych reguł. Landry od dawna już zajmował
się dwunożnymi ofiarami i jedna bezbronna kobieta, która nie wiedziała, że ktoś idzie jej
tropem, była łatwym łupem.
Kalifornijskie słońce przyjemnie grzało i aż nie chciało się wierzyć, że to dopiero
styczeń. Landry już zapomniał, że w takie dni, gdy poziom smogu opadał i promienie
słoneczne przedostawały się przez jego warstwę, miasta otaczające Los Angeles wciąż mogły
przypominać o niegdysiejszej urodzie tych okolic. Góry San Gabriel tworzyły wspaniałe,
naturalne tło dla malowniczo położonego toru wyścigowego. Nawet ogromne centrum
handlowe, które - w prawdziwie kalifornijskim stylu - rozciągało się tuż obok, nie szpeciło
okolicy. Mieszkańcy południowej Kalifornii naprawdę dobrze czuli się jedynie wtedy, gdy
mieli w zasięgu wzroku jeden z luksusowych ośrodków handlowych.
Landry podążał za Honor Mayfield w pewnej odległości, wymijając stojących mu na
drodze ludzi. Nękały go pytania, na które nie potrafił odpowiedzieć. Nie rozumiał tych
2
wątpliwości tak samo, jak nie pojmował uczucia dziwnego podniecenia, które go ogarnęło.
Wiedział, co robi, bo dokładnie to sobie wcześniej zaplanował. Dlaczego zatem kwestionował
teraz własne motywy? Wokół niego ludzie tłoczyli się w kolejkach do ostatnich zakładów, a
kasjerzy cierpliwie przyjmowali wciąż nowe wpłaty.
Śledzenie Honor nie nastręczało większych trudności. Miała, jak oceniał, zaledwie 160
centymetrów wzrostu i łatwo mogłaby zginąć w tłumie, gdyby nie widoczna z daleka
soczyście różowa bluzka. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Landry zorientował się, że Honor
wyraźnie gustuje w jaskrawych kolorach.
Przyspieszył kroku, gdy dziewczyna ruszyła szybciej za mężczyzną w ubraniu safari.
Dobrze wiedział, za kim idzie Honor. Był to Granger, który oprócz zwracającego uwagę
stroju nosił na palcach liczne pierścienie. Landry zastanawiał się, dlaczego Honor Mayfield
się nim zainteresowała. Granger był niebezpiecznym człowiekiem.
Jednak dla Honor bardziej niebezpieczny był on sam, tylko jeszcze o tym nie
wiedziała - tak jak i o wielu innych sprawach. W tym momencie podjął już decyzję. O niczym
jej nie powie, dopóki nie zrozumie, dlaczego ma wobec niej tak ambiwalentne uczucia. To
ofiara powinna odczuwać niepewność, a nie myśliwy.
H
onor, pozostawiając za sobą rzędy ławek i zabudowania terenu wyścigów, poczuła
przypływ paniki i o mało nie zrezygnowała z realizacji wytyczonego sobie zadania. Spójrz
prawdzie w oczy, pomyślała ponuro, nawet nie wiesz, w co się pakujesz. Jednak nie miała
wyboru i musiała podążać raz obranym kursem.
W pobliżu stajni nie było już tak wielu ludzi. Entuzjastów wyścigów i zakładów
zastąpili stajenni, uspokajający zdenerwowane konie, i kręcący się wszędzie pracownicy toru.
Niebawem znajdzie się przy nieprzekraczalnej barierze oddzielającej stajnie. Strażnik nie
wpuści jej dalej bez specjalnej przepustki. Jeśli Granger wejdzie za ogrodzenie, będzie miała
prawdziwego pecha.
Po chwili spostrzegła, że skręcił i ruszył w stronę parkingu zarezerwowanego dla osób
związanych bezpośrednio z wyścigami - dla właścicieli koni, pracowników wyścigów
trenerów i dżokejów. Wiedziała, że musiał gdzie indziej zaparkować swój samochód,
ponieważ godzinę wcześniej widziała, jak wchodził przez główne wejście. Nagle
uświadomiła sobie, że śledzenie Grangera tam, gdzie tłoczyli się ludzie, jest zupełnie czymś
innym niż przebywanie w jego bliskim sąsiedztwie na opustoszałym terenie.
3
Odetchnęła głęboko i zacisnęła palce na pasku turkusowoniebieskiej torby. Być może
powinnam wynająć zawodowca, pomyślała, na przykład prywatnego detektywa. Kogoś, kto
znał zasady rządzące światem Grangera. W jaki sposób zaczepia się rekina lichwiarzy? Jakoś
nie przemawiał do niej pomysł, żeby po prostu przyspieszyć kroku i złapać go za rękaw
kurtki. Rozważała właśnie w myśli możliwe sposoby rozwiązania sytuacji, gdy ktoś mocno
ujął ją za ramię.
- Co...? Proszę mnie natychmiast puścić! - krzyknęła z przerażeniem, odwracając się i
stając twarzą w twarz z nieznajomym mężczyzną.
Natychmiast jednak się opanowała. Przecież nadal znajdowała się wśród ludzi.
- Damy, które śledzą ludzi typu Grangera, nie powinny nosić bluzek w kolorze
dojrzałego arbuza - zauważył obcy. - Jest pani zbyt widoczna.
Honor walczyła z ogarniającym ją zdenerwowaniem.
- Bardzo przepraszam - odparła lodowatym tonem - ale nie mam pojęcia, o czym pan
mówi. Proszę mnie puścić, bo będę krzyczeć.
Mężczyzna skwitował tę groźbę krzywym uśmiechem. Jego metalicznie szare oczy ani
na jotę nie zmieniły wyrazu.
- Chcę pani tylko pomóc.
Wpatrywała się w niego ze zdumieniem. Nie miał wprawdzie więcej niż metr
osiemdziesiąt, lecz jego mocne ciało emanowało siłą. Ochroniarz, pomyślała, choć zawsze
wyobrażała ich sobie jako potężnych, wysokich mężczyzn, którzy robili wrażenie samym
wyglądem.
- Czy pan... pracuje dla pana Grangera? - usłyszała własny głos i w tej samej chwili
zdała sobie sprawę, iż nie powinna się zdradzać ze znajomością tego nazwiska.
- Nie. Pracuję wyłącznie dla siebie.
No tak, to miało sens. Mężczyźni tego typu nie słuchali przecież rozkazów takich
lichwiarzy jak Granger. Ta konstatacja sprawiła, że jej sytuacja stała się jeszcze bardziej
niezręczna.
- Nie pojmuję zatem, o czym mielibyśmy dyskutować - stwierdziła. - Proszę mnie
puścić, spieszę się. Mam coś do załatwienia.
- Ja też, droga pani, ja też.
Uścisk na jej ramieniu wzmógł się. Nie uda jej się wyrwać i uciec. Obcy prowadził ją
w stronę stajni.
- Chwileczkę! Co pan sobie właściwie wyobraża? Nawet nie wiem, kim pan jest.
- Constantine Landry, do usług. Proszę mówić do mnie Conn.
4
- Żądam, aby mnie pan natychmiast puścił. Mam coś do załatwienia - oświadczyła
stanowczo Honor.
Granger właśnie znikał za dużym budynkiem. Szarpnęła się i miała zamiar zacząć
wołać o pomoc. Wokół kręcili się ludzie.
- Jeśli chodzi pani o dalsze śledzenie Grangera, obawiam się, że będzie musiała pani
znaleźć sobie bardziej przyjemny sposób spędzenia reszty popołudnia.
- A jednak pracuje pan dla tego drania!
Spojrzał na nią z ukosa i pociągnął do furtki pilnowanej przez strażnika.
- Już pani mówiłem, że pracuję wyłącznie dla siebie.
- To dlaczego mi pan przeszkadza? I skąd pan wie, kim jest Granger?
- Dużo ludzi tutaj wie, kim on jest. Zajmuje się wszystkim, od lichwiarskich pożyczek
po handel narkotykami. Niebezpieczny typ. Ciekaw jestem, dlaczego taka kobieta jak pani go
śledzi. Proszę mi wierzyć, jeśli nie chce pani mieć poważnych kłopotów, nie powinna się pani
znajdować w tej chwili zbyt blisko niego.
- Dokąd on poszedł? Wie pan?
- Policja zastawiła na niego pułapkę. Ma się za chwilę spotkać z jednym ze swoich
kurierów, przewożących narkotyki, ale ten człowiek od pół roku pracuje jako tajny agent.
Musi pani wiedzieć, że przygotowanie zasadzki nie było łatwe. Granger zatrudnia ludzi,
którzy są gotowi nadstawiać za niego głowę. Tym razem jednak musiał uznać, że transakcja
jest zbyt ważna, by jej dopilnowanie mógł zostawić wynajętym pomocnikom. - Landry ze
smutkiem potrząsnął głową. - Niektórzy ludzie nie mają pojęcia, jak wyręczać się innymi.
- Skąd pan to wszystko wie? Kim pan jest? - Honor stanęła, wbijając w miękką ziemię
wysokie obcasy turkusowych sandałków.
Landry odwrócił się i spojrzał w jej piwne oczy.
- Jestem człowiekiem, który uratował panią przed nieprzyjemną niespodzianką, jaka
czeka Grangera. W jaki sposób wyjaśniłaby pani policji swoją obecność w towarzystwie tego
typa?
- Nic z tego nie rozumiem!
- To widać. I dlatego powinna pani mieć na tyle zdrowego rozsądku, żeby się tam nie
pchać. Niech pani pójdzie ze mną i pozna mojego przyjaciela.
Honor, zmieszana i przestraszona, dała się poprowadzić w kierunku stajni. Przy
wejściu na ogrodzony teren Constantine Landry machnął w powietrzu przepustką właściciela
i znaleźli się w miejscu, gdzie umieszczono szczególnie cenne zwierzęta. Wokół stały rzędy
5
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • swpc.opx.pl