Jayne Ann Krentz - Gwiazda sezonu, J
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
PROLOG
Trent Ravinder stał w głębokim cieniu starego bunga¬lowu, wsłuchiwał się w szum drzew i obserwował, jak rudowłosa królowa elfów pływa samotnie o północy.
, Czarująca istota: drobna, szczupła, intrygująca. Do¬prowadzała go do szaleństwa. Od wielu dni probował ją pochwycić, ale zawsze, kiedy był już bliski celu, jakimś cudem się wymykała.
Myślała, że dzisiaj będzie zupełnie sama. Tymczasem Trent wybrał się na nocny, uspokajający spacer. Szcz꬜cie, przeznaczenie czy może po prostu zbieg okoliczno¬ści sprawiły, że wyszedł zza rogu bungalowu akurat wtedy, gdy dziewczyna wślizgiwała się pod powierzch¬nię wody w basenie. Trent zamarł bez ruchu, bojąc się, że magia pryśnie.
Stał, obserwując jej samotne baraszkowanie, dopóki nie wyszła wreszcie z wody. Blade, srebrzyste światło lśniło na delikatnych piersiach i zmysłowym owalu bioder.
Dziewczyna sięgnęła po ręcznik i Trent rozważał przez chwilę, czy nie wyjść z ukrycia. Przecież to właś6 • GWIAZDA SEZONU
nie z jej powodu wybrał się na ten późny spacer. To ona, Filomena Cromwell, nieoczekiwanie zakłóciła mu ży¬ciowy spókój. Ten elf musi ponieść konsekwencje tego, co zrobił.
Ale jeszcze nie dzisiaj. Dzisiaj niech zniknie w bez¬piecznym zaciszu swej sypialni czy w jakimś innym tajemniczym miejscq; Nie należy się śpieszyć, postano¬wił, kryjąc się w cieniu. Niebawem zwiewna dama od¬kryje, że nie zdoła przed nim uciec, choćby nie wiem jak zręcznie tańczyła i umykała.
Filomena będzie wkrótce należeć do niego.
Trent złożył sobie tą zuchwałe przyrzeczenie i uśmie¬chnął się. Musi jedynie przyciągnąć jej uwagę, pomyślał. A to nie ta!:de proste, jak się wydaje.
ROZDZIAŁ
1
Filomena Cromwell bawiła się świetnie. Do restaura¬cji Klubu Sportowego w Gallant Lake przybyli gromad¬nie okoliczni mieszkańcy, którzy postanowili zjeść tu kolację i potańczyć. Orkiestra - choć nie renomowana ¬grała z wielkim zapałem. Wprawdzie potrawy i cała at¬mosfera odbiegała od tego, co można spotkać w Nowym Jorku, San Francisco czy w Seattle, ale Filomenę przy¬jemnie ekscytował fakt, że w tej sali wszyscy zwracają uwagę na nią i na partnera, z którym tańczy.
Odchyliła głowę do tyłu świadoma, że jej długie, rude włosy opadają delikatnie na ramię Trenta Ravindera. Zawsze gdy tańczyła z mężczyznami tak postawnymi jak Trent, musiała stawiać pewien opór, by nie poddać się ich mocnym objęciom. Wysocy mężczyźni chcieli na ogół dominować nad niskimi i drobnymi kobietami.
Filomena znała jednak te wszystkie manewry, które pozwalały wyjść obronną ręką z potyczek na parkiecie.
8 ł GWIAZDA SEZONU
Teraz roziskrzonym wzrokiem spoglądała figlarnie spod rzęs na swego partnera.
- Cieszę się, Trent, że nieźle sobie radzisz w warun¬kach stresu - wyszeptała.
Spojrzał na nią uważnie swymi zielonymi, na wpół przymkniętymi oczyma, ale jego twarz wyrażała obojęt ¬ną uprzejmość.
- To jakbyśmy tańczyli w akwarium. Gdybym wie¬dział, że wzbudzimy aż takie zainteresowanie, nałożył¬bym jaskrawy krawat i getry.
Filomena zaśmiała się rozbawiona.
- N a pewno to by dodatkowo ożywiło ten cały wieczór.
- Nie jestem pewien - odrzekł, przyglądając się jej sukni. - Odnoszę wrażenie, że nawet jasno świecący krawat nie mógłby konkurować z twoim strojem.
Powoli przesunął ręką po jej plecach, błądząc ciepły¬mi palcami po skórze w trójkątnym wycięciu sukni, sięgającym od ramion do talii.
- Nie podoba ci się ta sukienka? - zapytała z udanym zatroskaniem Filomena. - Jestem zdruzgotana! Zaproje¬ktowała ją moja wspólniczka. Glenna zawsze wie, w czym jest mi do twarzy. Mam do niej całkowite zaufanie.
- Czy aby na pewno słusznie?
- Bez wątpienia. Glenna wie, jak zabrać się do moich
ubrań. W naszej firmie ona jest od projektowania, a ja mam wyczucie, jeśli chodzi o kolory i tkaniny. Tworzy¬my dobry zespół.
Filomena uśmiechnęła się w duchu, widząc jak Trent patrzy uważnie na jej ciemnozielony strój. Dżersej opi¬nał szczupłą figurę. Długie rękawy i linia sukni, kończą¬ca się z przodu pod samą szyją, wywoływały wrażenie dyskretnej powściągliwości, zburzone jednak dzięki od-
(;\\11/\/11/\ ,I ""4 li li I • l)
ważnemu rozcięciu na plecach. Tkanina splywała długą, luźną spódnicą, układając się wdzięcznie wokół 110)',
_ Przekaż moje gratulacje swej wspólniczce. Rzeczy wiście wie, w jaki sposób cię ubrać, by mężczyzna pra¬gnął cię rozebrać. Myślę, że w świecie mody to wielki
talent.
Filomena uśmiechnęła się ironicznie.
_ Wyczuwam dezaprobatę. Nawet coś więcej. Chcia-
łoby się powiedzieć - pruderię. Zastanawiam się, czemu poprosiłeś mnie do tańca.
- Sama najlepiej wiesz, dlaczego. Filomena zaśmiała się gardłowo.
_ Naturalnie, wiem. Nie powinnam ci dogadywać.
Wiem, że chciałeś oddać przysługę mojej rodzinie. To bardzo szlachetne z twojej strony. Nie każdy mężczyzna zgodziłby się dobrowolnie bawić mnie i ochraniać przez
cały wieczór.
_ Myślisz, że właśnie dlatego poprosiłem cię do tańca?
_ Oczywiście. - Filomena kiwnęła głową z przeko¬naniem. - Odkąd tu przyjechałam dwa tygodnie temu, wszyscy okropnie się bali, że napytam biedy i zakłócę ślub mojej siostry, nie mówiąc już o pozycji społecznej naszej rodziny w Gallant Lake. A tu zjawiłeś się ty. Moja mama natychmiast oceniła, że stanowisz wybawienie dla rodziny. Wszyscy mają nadzieję, że powstrzymasz mnie od robienia głupstw, przynajmniej do końca wesela. Pół miasta obserwuje, czy (;i się to uda. Naturalnie druga połowa ma nadzieję, że poniesiesz porażkę. Cudownie będzie im się plotkowało, gdy wybuchnie jakiś niezwy¬kły skandal. Gallant Lake to zwykle takie ciche, małe
miasteczko.
Trent obserwował ją przez dłuższą chwilę, a potem
stwierdził:
10 • GWIAZDA SEZONU
- A ty usilnie się starasz, by zwracać na siebie uwagę.
Od swego przyjazdu dajesz jeden spektakl po drugim, poczynając od tej powtórki balu maturalnego w zeszłym tygodniu.
- Nie brałam udziału w tamtym balu maturalnym _ wyjaśniła Fi1omena. - Wylądowałam wtedy jako piastunka do dzieci, bo nie miałam swojego chłopaka. Cóż w tym dziwnego, skoro przez całą szkołę średnią nie chodziłam na randki. Terąz się cieszę, że poczekałam dziesięć lat na to wydarzenie. Z pewnością w ubiegłym tygodniu lepiej się bawiłam, niż miałoby to miejsce wtedy.
- Wywołałaś niezłe poruszenie, umieszczając na za¬'proszeniach: Dawni entuzjaści futbolu ani gracze nie będą wpuszczani. 1\voja matka omal nie zemdlała, gdy zobaczyła jedno z tych zaproszeń. Była przekonana, że chcesz w ten sposób urazić pewne bardzo ważne osoby w mieście.
- Chciałam zrobić tę imprezę dla tych z nas, którzy w czasie lat szkolnych zawsze stali na uboczu. To był bar¬dzo udany wieczór. Opowiadaliśmy sobie, jak wspaniałe jest życie po ukończeniu szkoły. Większość z nas od¬niosła spore sukcesy.
- 1\voja matka mówiła mi, że w Gallant Lake przez cały zeszły tydzień opowiadano o tym przyjęciu. 1\vój ojciec twierdzi, że przepuściłaś fortunę na szampana, kawior i inne dodatki.
- Jaki sens miałaby powtórka balu maturalnego, gdy¬by nie zrobiło się jej jak należy? Zresztą - dorzuciła beztrosko - stać mnie na to.
- Nic cię nie obchodzi, że jesteś tematem tych wszy¬stkich plotek i podejrzeń?
- 1Ym razem - nie.
- Co masz na myśli?
GWIAZDA SEZONU • 11
- Kiedy poprzednio dałam ludziom powód do gada¬nia, wszyscy mnie żałowali i stwierdzali "a nie mówi¬łem".
- Trudno mi w to uwierzyć. Kiedy to było?
- Och, dawno temu - wyjaśniła Filomena. - Dokład-
nie przed dziewięciu laty.
- Miałaś wtedy dziewiętnaście lat.
- Taaak. Niektóre dziewczyny w tym wieku• są już
obyte i dojrzałe. Ja byłam wtedy gruba, zaniedbana i nie potrafIłam prowadzić błyskotliwej konwersacji z m꿬czyznami.
Trent uśmiechnął się blado.
- Nie mogę sobie wyobrazić, że byłaś niewygadana.
Co spowodowało rozkwit Filomeny Cromwell?
- Znakomicie mi pomogło to, że wyjechałam z Gal¬lant Lake. W college'u szybko straciłam parę kilogra¬mów i nauczyłam się obracać w towarzystwie. Nie była to początkowo zbyt duża zmiana, ale tu, w Gallant Lake, pewien mężczyzna zwrócił na mnie uwagę. Spotykali¬śmy się, gdy przyjeżdżałam do domu na weekendy i na ferie. Był parę lat ode mnie starszy, elegancki, kulturalny i przystojny. Bardzo mi to schlebiało. I na pierwszym roku college'u, wiosną, byłam już zaręczona. Nie mo¬głam w to uwierzyć. Ktoś mnie rzeczywiście akcepto¬wał, mnie, Filomenę Cromwell.
Pokręciła głową, pobłażliwie uśmiechając się na wspomnienie tej młodej naiwnej dziewczyny, jaką nie¬gdyś była.
- I tu nastąpi morał ... Filomena wzruszyła ramionami.
- Nie będzie żadnego morału. Mój proces dojrzewa¬nia zakończył się pośpiesznie pewnego dnia, gdy zasta¬łam narzeczonego w łóżku z inną kobietą, dziewczyną
12 • GWIAZDA SEZONU
z tego samego rocznika co ja. W ciągu dwudziestu czte¬rech godzin wszyscy w mieście już o tym wiedzieli. Narzeczony zerwał zaręczyny i rozpowiadał wkoło, że miał zaniiar ożenić się z tamtą kobietą i że to ją właśnie kochał. Ze mną natomiast tylko się spotykał, ja zaś opa¬cznie zrozumiałam jego intencje. Zastanawiałam się wtedy, czy zdołam znieść to upokorzenie. Wiesz, jak to jest, gdy się ma zaledwie dziewiętnaście lat - uśmiech¬nęła się.
Jednak Trent Ravinder nie uśmiechał się. Wciąż pa¬trzył na nią uważnie.
- To musiał być prawdziwy szok dla takiej wrażli¬wej, bezbronnej młodej osoby. Czy mogłabyś mi powie¬dzieć, co to za mężczyzna?
- Nie wiesz? - Filomena była szczerze zdziwiona.
- Nieładnie ze strony mojej rodziny, że wyznaczyła ci
rolę mojego opiekuna, nie wprowadzając w istotę całej sprawy. On nazywa się Brady Paxton. Jest tu dzisiaj z żoną. Siedzą tam.
Odwróciła głowę i popatrzyła na postawnego m꿬czyznę, siedzącego przy stole w przeciwległym ,krańcu sali. Obserwował ją, jak tańczyła, i ich spojrzenia spot¬kały się na chwilę. PaKton szybko odwrócił wzrok, ale Filomena zdążyła zauważyć wyraz zakłopotania na jego twarzy.
Ravinder westchnął i nadspodziewanie gwałtownie ścisnął Filomenę w talii.
- Ty mała czarownico - wymamrotał. - On jest tobą zafascynowany, prawda? A ciebie korci, żeby temu mia¬stu dać przedstawienie.
Filomena potrząsnęła głową.
- Niezbyt mnie to bawi, ale odkąd tu przyjechałam, wszyscy są wyraźnie podekscytowani. Powszechnie
GWIAZDA SEZONU • 13
wiadomo, że Brady ma kłopoty w domu. W takim ma¬łym miasteczku trudno utrzymać coś w tajemnicy. Długo mnie tu nie było. Umknęło mi wiele z tutejszych spraw. W ciągu ostatnich kilku lat wpadałam jedynie na gwiazdkę i czasami na weekendy. Ale teraz po raz pier¬wszy od dziewięciu lat zaplanowałam tu sobie dłuższe wakacje. I wyglądam nieco inaczej niż wtedy, gdy jako dziewiętnastoletnia dziewczyna wyjeżdżałam stąd upo¬korzona.
- Chyba nie tylko twój wygląd się zmienił - zauwa¬żył Trent przenikliwie. - Masz swój styl i osiągnęłaś znaczny sukces [mansowy. Twoi rodzice mówili mi, że nieźle sobie radzisz w świecie mody. Mieszkałaś prze¬cież w San Francisco i w Nowym Jorku, ucząc się mar¬ketingu, a teraz w Seattle masz własną fIrmę, projektują¬cą odzież sportową. Twój ojciec powiedział, że przez ostatnie lata jeździłaś po świecie, poszukując egzotycz¬nych tkanin i inspiracji, oraz nawiązywałaś .. kontakty handlowe. Powiedział, że twoja mała fIrma - jakżeż ona się nazywa: Cromwell & Sterling? - miała znaczne obro¬ty w ciągu ostatniego roku, a w tym roku prawdopodob¬nie je podwoi.
Filomena zaśmiała się.
- Obawiam się, że ani mnie, ani Glenny nie można jeszcze nazwać milionerkami. Jeśli znasz się trochę na branży odzieżowej, to wiesz, że większość zysków trze¬ba natychmiast z powrotem zainwestować.
- To dotyczy większości nowych fmn - odparł Trent poważnie. - Mam jednak wrażenie, że zostało ci jeszcze sporo na drobne wydatki, prawda? Urządziłaś w Gallant Lake pierwszorzędną zabawę. Ten szykowny zielony porsche, którym przyjechałaś, też pewnie kosztował nie¬mało, a twoje kolczyki nie są z plastiku.
14 • GWIAZDA SEZONU
- CÓŻ znaczy sukces, jeśli choć trochę nie można się nim cieszyć? - odpowiedziała Filomena.
- Masz więc teraz to, czego ci brakowało dziewięć lat temu - zauważył Trent. - Styl, ogładę i pieniądze. Wró¬ciłaś do rodzinnego miasta, żeby to wszystko zademon¬strować. A dawny ukochany, obecnie żonaty i niezbyt szczęśliwy, gryzie się, widząc, co stracił. No i mamy gotowy przepis na skandal. Nic dziwnego, że twoja ro¬dzina jest zaniepokojona.
Filomena zamyśliła się przez chwilę.
- Wiem, o czym wszyscy myślą, ale dziewięć lat te¬mu dobrze poznałam Brady'ego. Mogę cię zapewnić, że jest on przede wszystkim biznesmenem. Przyznaję, bawi mnie, gdy sobie wyobrażę, że ma on teraz ochotę na to, co odrzucił przed laty. Wydaje mi się jednak, że chodzi tu o coś jeszcze.
- Na przykład? - spytał Trent
- Na przykład o ciebie - odparła. - Nie tylko ja je-
stem tutaj wdzięcznym tematem plotek. Nikt nie wierzy ani trochę, że przyjechałeś spędzić sześć tygodni wśród lasów Oregonu wyłącznie na łowieniu ryb.
Trent uśmiechnął się z rezerwą.
- To jednak prawda. Jestem tu na wakacjach.
- Ale wszyscy są przekonani, że to tylko kamuflaż.
Sądzą, że przyjechałeś, by wyszukać teren pod swoje przyszłe budowle. Twoja fIrma to Asgard Development, prawda? Ludzie spodziewają się, że masz zamiar nabyć większy kawał gruntu nad jeziorem i zainwestować wie¬le milionów w centrum wypoczynkowe. Kombinują, jakby tu się na tym wzbogacić. Brady Paxton też o tym myśli.
- Jeśli ci się wydaje, że to na mnie wytrzeszcza oczy przez cały czas, to chyba nie masz oleju w tej swojej
GWIAZDA SEZONU • 15
rudowłosej łepetynie. Co się zaś tyczy tej drugiej sprawy, zaręczam ci, że jestem tu na wakacjach.
Oczy Filomeny zaiskrzyły się rozbawieniem.
- Mów, co chcesz. Masz prawo do odrobiny dyskre¬cji w interesach.
- Nie wierzysz mi? - spytał Trent oschle. W jego zielonych oczach nie było już wesołości.
- Dlaczegóż miałabym ci wierzyć?
- Dlatego - odrzekł Trent z naciskiem - że ja tak
mówię. Filomeno, nigdy nie kłamię i nie toleruję, by ktokolwiek mnie okłamywał. Z rozmaitych powodów nie mówię o pewnych sprawach, ale również nigdy nie powiedziałbym nieprawdy. Lepiej, żebyś to od razu wie¬działa.
Oczy Filomeny zwęziły się ze zdziwienia. Miała wra¬żenie, że Trent zareagował zbyt silnie na jej dość banalną przecież uwagę.
- Najmocniej przepraszam, nie miałam zamiaru cię urazić. Z pewnością jesteś najuczciwszym z biznesme¬nów.
- Jestem uczciwy. Kropka. Iod ludzi, z którymi mam do czynienia, spodziewam się takiej samej uczciwości.
- Bo w przeciwnym razie - co? - Filomena nie mog¬ła powstrzymać się od lekkiej ironii.
- Naprawdę chcesz wiedzieć?
żachnęła się. Wyczuła bezpośrednie ostrzeżenie i zro¬zumiała, że zabrnęła w niebezpieczne rejony.
- Niekoniecznie. Pojęłam, że można polegać na two¬im słowie i że oczekujesz tego samego od innych. A gdybyś się na kimś zawiódł, będziesz go prześladował do końca życia.
Trent przytaknął ruchem głowy.
- Ale dlaczego miałabym ci całkowicie ufać?
16+ GWIAZDA SEZONU
- Filomeno, albo mi zaufasz, albo nie mamy ze sobą nic wspólnego.
Poczuła ciarki na plecach.
- Dobrze, że przynajmniej dajesz mi jakąś alternaty¬wę - odparowała sucho. - Przepraszam, ale zdaje się, że taniec dobiegł końca.
Postąpiła krok do tyłu, postanawiając wyzwolić się z jego uścisku, ale Trent trzymał ją mocno.
- Obawiasz się czegoś? - spytał miękko.
- Ani trochę. Raczej odczuwam irytację. Wysocy
mężczyźni zawsze chcą wykorzystać swoją przewagę nad osobami niższymi niż oni.
- Nie miałem zamiaru cię przestraszyć - powiedział Trent poważnie, nie zwracając uwagi na jej próby uwol¬nienia się z uścisku. - Chciałem po prostu, by między nami panowała całkowita jasność ..
- Jasne jest jedynie to, że tylko my pozostaliśmy na parkiecie. Jeśli ktoś poprzednio się na nas nie gapił, to na pewno robi to teraz.
To podziałało na Trenta. Rozejrzał się wokół, dostrze¬gając zaciekawione spojrzenia. Bez ociągania już ujął Filomenę pod rękę i sprowadził z parkietu. Dziewczynie powróciło poczucie humoru.
- Moja rodzina z pewnością podziękuje ci za takt, z jakim podszedłeś do całej sprawy. Zrobiłeś mi wykład na temat prawdy, uczciwości i prawości, stojąc ze mną pośrodku parkietu, a to z pewnością nie wchodziło w zakres twoich zobowiązań.
- Potrafisz być czasami jednym z tych dokuczliwych duszków.
- Jakie duszki masz na myśli?
Podchodzili do stołu, przy którym• siedziała rodzina dziewczyny, i z twarzy Trenta zniknęła surowość.
GWIAZDA SEZONU.17
- Elfy, chochliki czy inne psotne istoty - odpowie¬dział. - Nic dziwnego, że twoi krewni i przyjaciele sie¬dząjak na szpilkach, zastanawiając się, co jeszcze przy}¬dzie ci do głowy.
- Myślę, że z równym zainteresowaniem oczekują tego, co ty zrobisz - odparowała Filomena. - Zdaje się, że powierzono ci zadanie, byś mnie trzymał w ryzach. Ale muszę z uznaniem przyznać, że nie każdy potrafiłby tańczyć w akwarium. Czy to ci nie przeszkadzało?
Trent popatrzył na nią z ukosa.
- Prawdę mówiąc, wolałbym więcej prywatności.
Zwłaszcza z tobą. Ale gdy trzeba, mogę również być na środku sceny.
Fi10mena zaśmiała się.
- Jestem tego pewna. Dziękuję ci za taniec. Było bar¬dzo miło, przynajmniej dopóki nie rozpoczął się wykład. - Cała przyjemność po mojej stronie. Myślę, że jakoś to nas wspólnie zbliżyło - my dwoje naprzeciw całej społeczności Gallant Lake.
- Można i tak na to spojrzeć - stwierdziłasarkastycz¬me.
Podeszli do stolika. Filomena kątem oka zerkała na Trenta. Nie ona jedna go obserwowała. Zaciekawione spojrzenia posyłali mu również jej rodzice, ciotka Ag¬nes, wuj George i siostra Shari. Narzeczony siostry, Jim Devore, zdawał się być rozbawiony całą tą sytuacją, ale z pewnym szacunkiem patrzył na Ravindera, prowadzą¬cego przyszłą szwagierkę do stołu.
Trentowi najwyraźniej nie przeszkadzało, że budzi powszechne zainteresowanie. Już przedtem, dwa tygod¬nie temu, gdy zostali sobie przedstawieni, Fi10mena za¬uważyła u niego jakiś wewnętrzny spokój i siłę. Trent zamieszkał w prowadzonym przez jej rodziców pensjo18 • GWIAZDA SEZONU
nacie - ,,Domku nad Gallant Lake". Od samego począt¬ku stał się kimś więcej niż tylko lokatorem - szybko zdobył sobie pozycję przyjaciela rodziny. Cromwellowie byli przemiłymi gospodarzami, rzadko jednak przyjmo¬wali swych klientów do rodzinnego grona.
Wewnętrzna siła Trenta Ravindera przejawiała się również w wyglądzie. Był wysoki, smukły, szeroki w ramionach. Poruszał się z powściągliwą energią. Miał prawie metr dziewięćdziesiąt wzrostu. Filomena liczyła sobie jedynie metr sześdziesiąt i niezbyt lubiła, gdy ktoś aż tak górował nad nią. Jedyny dopuszczalny wyjątek stanowił jej ojciec.
W surowej twarzy Trenta uwagę przykuwały błysz¬czące zielone oczy. Zdradzały inteligencję, niezłomną wolę i nieodparcie nasuwały przypuszczenie, że wszy¬stko, czego ten mężczyzna się podejmie, musi zakończyć się sukcesem.
Włosy Ravindera były gęste i ciemne, ze śladami si¬wizny na skroniach, co sugerowało, że ma już dobrze po trzydziestce.
Przy pierwszym spotkaniu Filomena od razu facho¬wym okiem oceniła jego ubranie. Jego ubiór nie był ani ostentacyjny, ani modny. Raczej konserwatywny. I bar¬dzo twarzowy. Trent wyglądał znakomicie zarówno w znoszonych dżinsach, które nakładał zwykle w ciągu dnia, jak i w wieczorowym, wytwornym garniturze.
Cóż, bez wątpienia robił wrażenie. aktywnego czło¬wieka sukcesu, a nie kogoś, kto - jak sam uporczywie twierdził - na sześć tygodni wybrał się na ryby. Znacznie bardziej prawdopodobne, że przybył tu w interesach, jak utrzymywała większość.
Filomenie odpowiadało wprawdzie to, że w rodzin¬nym mieście zrobił się szumek wokół jej osoby, ale
GWIAZDA SEZONU • 19
obawiała się scysji z Trentem Ravinderem na oczach wszystkich. Wyczuwała intuicyjnie, że gdyby doszło do tego, z Trentem nie ma szans, a od pewnego czasu życie przyzwyczaiło ją do ciągłych zwycięstw.
Przez kilka ostatnich lat liczyła na samą siebie, z saty¬sfakcją budowała swe wewnętrzne poczucie siły. Nie była już tą słabą, naiwną panienką, która z powodu m꿬czyzny zrobiła z siebie idiotkę na oczach ludzi z Gallant Lake. Sukcesy w interesach, liczne podróże, koniecz¬ność współpracy z twórczymi, często nawet wybucho¬wymi ludźmi, przekonały ją, że potrafi być wewnętrznie silna, pewna siebie i zrównoważona. A teraz Trent Ra¬vinder, człowiek, którego ledwo znała, miałby zburzyć te wszystkie trudno zdobyte przymioty? Dobrze zrobiła, że przez ubiegłe dwa tygodnie trzymała go na dystans.
Podeszli do stołu. Trent puścił Filomenę i zwrócił się do jej rodziców:
- Przyprowadziłem ją całą i zdrową.
Amery Cromwell odpowiedział uprzejmym skinie¬niem głowy. Po ojcu Filomena odziedziczyła rude włosy i orzechowe oczy.
- Widzimy. Proszę, usiądźcie. Agnes i George zamó¬wili szampana, by uczcić zaręczyny bratanicy.
Ciotka Agnes była starsza od swego brata, miała nieco ponad sześćdziesiątkę. Jej włosy, dawniej rude, posiwiały, ale ciotka nie chciała się z tym pogodzić. Nie miała jednak: zamiaru opłacać fryzjerów i sama kupowała sobie farbę do włosów. Najwidoczniej nigdy nie stosowała się do instrukcji użycia. Może to właśnie było przyczyną, a może nadmierna skonność do eksperymentów, w każdym razie włosy ciotki przypominały kudłatą, jaskrawopomarańczową kulę.
George Buckner, mąż Agnes, samodzielnie doszedł do majątku i to napawało go dumą. Przez ostatnie czter-
20 • GWIAZDA SEZONU
dzieści lat lokował pieniądze w działki budowlane. Ko¬chał ziemię i głęboko wierzył w jej wartość. Filomena z siostrą od kolebki znały jego szczodrość, wielką jak on sam.
George i Agnes nie mieli własnych dzieci i przy każ¬dej okazji chętnie obdarowywali swoje brataniczki. Amery i Meg Cromwellowie sprzeciwiali się temu w obawie, by zbytnio nie rozpieścili dziewczynek. Jednak wujostwo zawsze znajdowali swoje sposoby, by przemy¬cić drobne prezenciki. Lubili sprawiać niespodzianki.
Trent usiadł obok Filomeny i przyglądał się całej ro¬dzinie. Agnes sączyła kolejne martini, trzecie z rzędu. Trent uśmiechnął się do niej i zagadnął:
- Zaskakujesz mnie, Agnes. Oczekiwałbym raczej, że dla Shari i Jima zamówisz butelkę dżinu, a nie szam¬pana.
- Niech nikt nie mówi, że nie przestrzegam tradycji
- powiedziała stanowczo. - A ponadto dżin bardziej na-
daje się dla emerytowanych nauczycielek. Młode osoby, takie jak Shari, powinny stosować urozmaiconą dietę.
Podniosła kieliszek martini w kierunku swej bratanicy. George popatrzył na Filomenę z żartobliwą groźbą.
- Szkoda, że nie wszyscy tu obecni przejawiają sza¬cunek do tradycji.
Filomena miała niewinny wyraz twarzy.
- Czyżbyś twierdził, wujku, że brak mi należytego szacunku dla ślubnych ceremoIiiałów?
- Słyszeliśmy o tym "kawalerskim" przyjęciu, jakie zorganizowałaś przedwczoraj na cześć Shari.
- To było moje pożegnanie stanu panieńskiego ¬wtrąciła się Shari. - Każda dziewczyna ma do tego prawo. Przecież panowie też urządzają sobie męskie spotkania.
GWIAZDA SEZONU • 21
- Nie o to chodzi - odparł wuj George i zwrócił się do Jima. - Dotarły do ciebie słuchy o tym przyjęciu?
- Dotarły - odpowiedział sucho Jim. - Prawdę mó¬wiąc, w takich przypadkach im mniej się słyszy, tym lepiej.
Agnes zniżyła głos i popatrzyła na Filomenę.
- Nie zawsze co z oczu, to z serca. Przynajmniej nie w takim małym mieście. Wiesz, o czym wszyscy mó¬wią? Prócz wina i kanapek sprowadziłaś podobno mę¬skiego striptizera. Ale nikt nie ma pewności, bo kobiety, które tam były, przysięgły dyskrecję - tylko pod takim warunkiem mogły przyjść na przyjęcie. Wiesz, że to najlepszy sposób na wywołanie plotek.
- Kategorycznie zaprzeczam - stwierdziła Filomena z pobożną miną.
Shari zakrztusiła się nad kieliszkiem wina. Jim popa¬trzył na nią surowo.
Trent uniósł pytająco brwi. Tamtego wieczora wraz z innymi gośćmi pensjonatu słyszał śmiechy, dobiegają¬ce zza zamkniętyćh drzwi starej sali balowej. Mógł tole¬rować psoty, ale teraz postanowił uzmysłowić Filome¬nie, że nie zamierza tolerować otwartego kłamstwa.
- Czy to prawda? .
Filomena uniosła brodę, a w jej oczach zaigrały weso¬łe ogniki.
- Najzupełniej. Damian Fontaine nie jest jakimś nę¬dznym striptizerem.
- Kimże zatem jest? - spytał uprzejmie Trent. Pamiętał, że tamtego wieczora wśród dostawców ka¬napek i napitków mignęła mu smukła, umięśniona syl¬wetka młodego mężczyzny.
- Pan Fontaine nazywa sam siebie tancerzem egzoty¬cznym. Ma klasyczne przygotowanie baletowe.
22 • GWIAZDA SEZONU
Osoby siedzące przy stoliku chrząknęły znacząco.
Shari z wysiłkiem powstrzymywała chichot. -Powinienem był wierzyć w te wszystkie pogłoski
- zauważył Jim z rezygnacją. - Zapamiętaj sobie, Trent,
kobiety w tej rodzinie potrzebują silnej ręki.
- O mój Boże! - zawołała matka Filomeny zbolałym tonem. - A więc to prawda, że tamtej nocy był w pensjo¬nacie striptizer? Co ja powiem ludziom?
- On nie jest striptizerem!
Filomena gorąco zaprzeczała, lecz nikt jej nie słuchał. - Najlepiej niech pani będzie ponad to i udaje, że
nic się nie stało - pośpieszył z radą Trent. - Miejmy nadzieję, że dziewczyny, które brały udział w tej im¬prezie, dochowają sekretu i plotki umrą śmiercią natu¬ralną.
Spojrzał na nią ze współczuciem. Lubił Meg. Była wspaniałą gospodynią pensjonatu. W atmosferze swobo¬dy i spokoju wszystko szło tu jak w zegarku. Amery prowadził księgowość i zajmował się rybołówstwem, co bardzo się przydawało.
- Ostrzegałam was, że powinniśmy mieć na oku tego waszego rudzielca - wyraziła opinię ciotka Agnes. - Ma tendencję do przysparzania kłopotów. Popatrzcie tylko na jej kusą suknię: wszystko z tyłu odsłonięte. Kilka lat temu Amery kazałby jej się przebrać, 'gdyby chciała w czymś takim zejść na kolację.
Filomena przesłała ciotce czułe spojrzenie.
- Wasze szczęście, że z przodu nie jest wszystko od¬słonięte. Mam taką sukienkę.
Agnes postawiła kieliszek na stole i zaśmiała się.
- A nie mówiłam? Tylko same problemy. Imperty¬nencka, zuchwała, niezależna. Filomeno, potrzebny ci mąż, który by cię trzymał w ryzach.
HlllillllllllllilllllllllHlll1l1llłll!llIl1llllllnlllnlłllllIł!lllll!lmrnmTfilllllr
GWIAZDA SEZONU • 23
- Wiesz, ciociu, co myślę o małżeństwie.
- Zmienisz zdanie, gdy spotkasz odpowiedniego
człowieka - westchnęła ciotka i zwróciła się do Trenta - i pomyśleć, że ktoś tak drobny wywołuje tyle zamie¬szania. Czy ty, Trent, dałbyś sobie z nią radę?
Filomena rzuciła Trentowi uspokajające spojrzenie, ale nie zareagował. Wśród członków rodziny wyczuwał pewne napięcie. Ależ ta. dziewczyna kręci wszystkimi! - Możesz mi wierzyć, Agnes, będę ją trzymał z dala od kłopotów - zadeklarował z rozbawieniem w oczach.
Wszyscy, z wyjątkiem Filomeny, roześmieli się z wyraźną ulgą. Ona zaś patrzyła na niego bez słowa, jakby był kosmitą, na którego przypadkowo się natknęła. W jej orzechowozłotych oczach widoczne było trzeźwe, chłodne zamyślenie, świadczące o tym, że jeszcze nie podjęła decyzji. Kiedy już to zrobi, będzie groźnym przeciwnikiem. Chyba że wcześniej uda mu się ją roz¬broić, przemienić w słodką, kochającą istotę, która swój cały ogień zachowa do łóżka. Do jego łóżka. Trent czuł wzrastające pożądanie, zmysłowe podniecenie, jakiego doświadczał cały czas, od chwili gdy poznał Filomenę. Nie zdołał jeszcze do tego przywyknąć. Przez lata pano¬wał całkowicie nad wszystkimi sferami swego życia, również erotycznego. A teraz z pewnym rozdrażnie¬niem, a jednocześnie z ekscytacją, odkrył, że ta drobna rudowłosa kobieta burzy jego męską samokontrolę.
Tymczasem rozmowa zeszła na temat nowego domu, który Shari i Jim zamierzali kupić. Trent przyglądał się Filomenie, siedzącej w otoczeniu rodziny. Jak na Crom¬wellów, była niezwykle drobna. Jej matka, siostra i ciot¬ka, postawne kobiety, przewyższały ją o kilkanaście cen¬tymetrów. A mężczyźni w tej rodzinie byli jeszcze wy¬żsi: ojciec i wuj Filomeny mieli ponad metr osiemdzie24 • GWIAZDA SEZONU
siąt i sprawiali wrażenie osób mocnych i krzepkich, najno¬wszy zaś członek rodziny, Jim, przypominał zapaśnika.
Trent myślał o drobnym, delikatnym ciele Filomeny.
Jędrne piersi zmieściłyby się w jego dłoni, z łatwością mógłby objąć jej pośladki. Ale ta konkretna wiedza wca¬le nie przyczyniała się do zmniejszenia zmysłowego na¬pięcia, opanowującego jego ciało.
Obcisła suknia ppdkreślała wąskość talii, wypukłość bioder i ud. Cudowne proporcje, pomyślał Trent.
Filomena nagle odwróciła ku niemu głowę i z wyrazu jej oczu Trent zrozumiał, że czyta w jego myślach. Do¬strzegł słaby, zdradliwy rumieniec na policzkach. Prze¬słał jej porozumiewawczy uśmiech, ale odpowiedziała złym błyskiem w oczach i odwróciła wzrok.
Teraz Trent widział ją z profilu. Rude włosy spływały bujnie na ramiona, jakby błagając, by zanurzył w nich ręce i poczuł żar ich ognia. Na czoło opadała niesforna grzywka, która zapewne została specjalnie tak wymode¬lowana dla podkreślenia kształtu twarzy.
Filomena nie była klasyczną pięknością. Miała nato¬miast niezwykle wyrazistą i żywą twarz, która obiecy¬wała coś znacznie więcej niż urodę: śmiech, złość, na¬miętność. Nawet gdyby była trochę pulchniejsza, wyglą¬dałaby równie seksownie.
Przypomniał sobie teraz Glorię Paxton, siedzącą obok męża przy kolacji. Tamta kobieta zapewne była niegdyś atrakcyjna. Dziś na jej twarzy gościła smutna, nadęta, zgorzkniała mina. Gloria czuła się nieszczęśliwa i to rzu¬cało się w oczy. Była ubrana nieodpowiednio do swej tuszy, włosy o nienaturalnym blond kolorze miała po¬kryte grubą warstwą lakieru, a na twarzy ostry makijaż. Trudno było uwierzyć, że przed dziewięciu laty to właś¬nie ona odebrała Filomenie narzeczonego.
...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]