Jack Higgins - Paul Chavasse 07 - Dzien sadu, eBook, Jack Higgins
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
JACK
HIGGINS
D
ZIEÑ S¥DU
C
YKL
:
P
AUL
C
HAVASSE TOM
7
D
AY
O
F
J
UDGMENT
P
RZEŁO¯YŁ
:
PAWEŁ
WITKOWSKI
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Ilustracja na okładce
F. ACCORNERO
Okładkê projektowa!: ADAM OLCHOWIK
Redaktor LUCYNA LEWANDOWSKA
Redaktor techniczny JANUSZ FESTUR
Copyright © 1978 by Jack Higgins
For the Polish edition
Copyright © 1991 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 83-85079-79-3
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
Warszawa 1991. Wydanie I
Skład: Zakład Kolonel w Warszawie
Druk i oprawa: Zakłady Foto-poligraficzne — Ruda Œl¹ska
- 2 -
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Mike'owi Greenowi z podziêkowaniami
Wolnoœæ boryka siê z licznymi trudnoœciami, a demokracja
nie jest doskonała, ale my nigdy nie musieliœmy wznosiæ
muru, by zatrzymaæ naszych ludzi.
Prezydent John F. Kennedy, 26 czerwca 1963
- 3 -
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
1.
Mijaj¹c swoim starym karawanem zakrêt, Meyer zmniejszył szybkoœæ.
Trzymaj¹ce kierownicê rêce miał mokre od potu, a ¿oł¹dek skurczył mu siê boleœnie,
gdy podje¿d¿ał do punktu kontrolnego.
— Chyba zwariowałem — mrukn¹ł. — Oszalałem. Ostatni raz. Przysiêgam.
Przy biało-czerwonym szlabanie stało dwóch Vopo w staromodnych
wehrmachtowskich płaszczach, z karabinami przewieszonymi przez ramiê.
Za drzwiami budki przechadzał siê jakiœ oficer z papierosem w ustach.
Meyer zatrzymał siê, a wtedy jeden z wartowników wyszedł na zewn¹trz. Ulica
prowadziła przez obszar, na którym do samego muru wyburzono wszystkie
budynki. Dalej widaæ było oœwietlony punkt kontrolny Strefy Zachodniej.
Kiedy szukał swoich papierosów, podszedł oficer.
— To znowu pan, Herr Meyer. I co mamy tym razem? Znowu ciała?
Meyer podał dokumenty.
— Tylko jedno, panie poruczniku.
Zza okularów w metalowej oprawce niespokojnie przygl¹dał siê oficerowi.
Szopa siwych włosów, wytarty kołnierz i sfatygowany płaszcz sprawiały, ¿e
przypominał jakiegoœ podrzêdnego muzyka.
— Anna Schultz — przeczytał porucznik. — Lat dziewiêtnaœcie. Odrobinê
za młoda, nawet jak na te ciê¿kie czasy.
— Samobójstwo — wyjaœnił Meyer. — Jedyni jej krewni, to wuj i ciotka
w Strefie Zachodniej. Wyst¹pili o jej ciało.
Jeden z Vopo otworzył tył karawanu i zabierał siê do mosiê¿nych œrub
na ozdobnym wieku trumny. Meyer poœpiesznie złapał go za rêkê.
— Co to, nie chce pan, ¿ebyœmy zagl¹dali do trumny? — odezwał siê
porucznik. — A to niby dlaczego?
Meyerowi jakby zabrakło słów, otarł tylko chusteczk¹ pot z twarzy.
W tym momencie z tyłu zajechała jakaœ mała ciê¿arówka. Kierowca wychylił siê
przez okno, trzymaj¹c w rêku dokumenty. Porucznik niecierpliwie spojrzał przez
ramiê i rzucił:
— Załatw go szybko.
Jeden z Vopo podbiegł do ciê¿arówki i pobie¿nie obejrzał papiery.
— Co tam macie?
— Silnik Diesla do naprawy w Greifswalder Works.
Przywi¹zany w tylnej czêœci skrzyni silnik był wyraŸnie widoczny. Vopo oddał
dokumenty.
- 4 -
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
— W porz¹dku. W drogê.
Uniósł biało-czerwony szlaban, kierowca ciê¿arówki omin¹ł karawan i ruszył
w kierunku przerwy w murze.
Porucznik skin¹ł głow¹ na swoich ludzi.
— Otwórzcie to.
— Pan nie rozumie — bronił siê Meyer. — Ona dwa tygodnie le¿ała w Sprewie.
— Zobaczymy sobie, co?
¯ołnierze zdjêli wieko. Odór był tak straszliwy, ¿e jeden z nich natychmiast
zwymiotował. Drugi poœwiecił do œrodka latark¹ — oficer zajrzał i odsun¹ł siê
szybko.
— Na miłoœæ bosk¹, zamknijcie to. — Odwrócił siê do Meyera. — A pan niech
siê szybko st¹d z tym zabiera.
Ciê¿arówka minêła rogatki po drugiej stronie i zatrzymała siê przy wartowni.
Kierowca wysiadł — był to wysoki mê¿czyzna w szarej skórzanej kurtce i w berecie.
Wyj¹wszy pomiêt¹ paczkê papierosów, wetkn¹ł jednego do ust i nachylił siê, by
przyj¹æ ogieñ od sier¿anta zachodnioniemieckiej policji, który właœnie do niego
wyszedł. Płon¹ca zapałka oœwietliła twarz wystaj¹cych koœciach policzkowych, jasne
włosy i szare oczy.
— Czy wy, Anglicy, nie macie jakiegoœ takiego powiedzonka o dzbanie,
majorze Vaughan? — odezwał siê sier¿ant po niemiecku. — Coœ o zbyt czêstym
braniu wody ze studni...
— Jak tam wygl¹da? — spytał Vaughan ignoruj¹c uwagê tamtego.
Niemiec obejrzał siê niby to przypadkiem.
— Chyba jakieœ małe zamieszanie. A, dobra, karawan ju¿ jedzie.
Vaughan uœmiechn¹ł siê.
— Niech pan powie Juliusowi, ¿e zobaczymy siê w sklepie.
Wspi¹ł siê do szoferki i odjechał. Po chwili kopn¹ł piêt¹ w siedzenie.
— W porz¹dku tam? — Usłyszawszy w odpowiedzi przytłumione stukniêcie,
uœmiechn¹ł siê szeroko. — No to fajnie.
Tê czêœæ miasta stanowiły nêdzne ulice, przy których stały stare składy
i budynki biurowe, poprzedzielane gruzowiskami — pozostałoœci¹ wojennych
bombardowañ. Jakieœ piêtnaœcie minut po opuszczeniu punktu kontrolnego skrêcił
w Rehdenstrasse, mroczn¹ ulicê rozsypuj¹cych siê magazynów nad Sprew¹.
Zatrzymał siê w jej połowie, pod szyldem oœwietlonym pojedyncz¹ ¿arówk¹
i głosz¹cym: JULIUS MEYER I SPÓŁKA. PRZEDSIÊBIORCY POGRZEBOWI.
Wysiadł i otworzywszy du¿¹ bramê zapalił œwiatło. Nastêpnie wrócił do ciê¿arówki
i wjechał do œrodka.
Pomieszczenie to u¿ywane było kiedyœ jako magazyn herbaty. Œciany z cegły
były pobielone, a rozklekotane drewniane stopnie prowadziły do oszklonego biura.
W jednym rogu le¿ały puste trumny.
Gdy zapalał papierosa, wjechał karawan. Vaughan min¹ł go szybko i zamkn¹ł
wrota. Meyer zgasił silnik i wysiadł. Był bardzo poruszony i przeraŸliwie brudn¹
chustk¹ bez przerwy œcierał pot z twarzy.
- 5 -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]