Jacq Christian - Ostatnia światynia, Jacq Christian
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
CHRISTIAN
JACQ
OSTATNIA
ŚWIĄTYNIA
Dotykam nieba,
Moja głowa przebija firmament,
Ocieram się o brzuch gwiazd,
Błyszczę jak one,
Doznaję niebiańskiej radości,
Tańczę jak konstelacje.
Tekst pochodzący z miejsca wiecz-
nego spoczynku księcia Saremputo
w Assuanie
1
Na niebie koloru lapis-lazuli tańczyły gwiazdy. Izis, prze-
łożona kapłanek świątyni File, podziwiała ich blask, który
zdał się wypływać z głębi przestworzy. Objawiał obecność
zmartwychwstałych królów w samym środku innego świata.
Dusze nieobecnych faraonów chroniły jeszcze sanktuarium,
w którym wielka bogini czuwała nad swymi ostatnimi wier-
nymi: pięćdziesięcioro mężczyzn i kobiet — w sześć wieków
po narodzinach Chrystusa — żyło w wierze dawnych Egip-
cjan, strzegąc czystości odwiecznych praw, chociaż nowa
religia podbiła już cały kraj.
Broniła się tylko święta góra File, oświetlona ogniami
wschodu. Pośród chaosu skał święta wyspa Izydy jawiła się
niczym zielony raj opasany wysokimi murami. Według pra-
dawnej legendy samo patrzenie na fortecę otwierało drzwi
do niebios.
Młoda kobieta, odziana w białą tradycyjną suknię, usły-
szała jazgot ptaków dochodzący ze skąpanej w cieniu akacji
ptaszarni. Światło zaczęło już zwyciężać ciemności. Wyspa
wyrastająca na granitowej skale, której surowość łagodziła
bujna roślinność i wyniosłe palmy daktylowe, rzucała wy-
zwanie potężnemu biskupowi Teodorowi, duchowemu przy-
wódcy i świeckiemu panu tej zapomnianej krainy, leżącej na
południu Egiptu, gdzieś na krańcach Cesarstwa. Za nią już
tylko nieznane, niebezpieczeństwo i barbarzyńskie ludy.
Izis wyperfumowała swoje krótkie, czarne jak jaspis włosy
i skierowała się w stronę kiosku cesarza Trajana. Budynek o
wysmukłych kolumnach, który miał służyć jako przystań dla
boskiej łodzi, nie został ukończony; kapłanka widziała w
tym znak nadziei, dzieło do wykonania, nawet jeśli los
zdawał się temu przeczyć. Czyż córka kapłana--seniora
wspólnoty i najlepsza z uczennic Domu Życia mogła przyjąć
do wiadomości, że cywilizacja egipska zniknie pod ciężarem
dogmatu, w myśl którego nie wahano się stosować
przemocy?
Nieprzyjaciel, nawet jeśli zagraża, rozbije się zawsze o mu-
ry świątyni. Świątyni, która była ostatnim przypomnieniem
pierwotnego pagórka, gdzie życie powstałe z kamienia i pia-
chu przemieniło się w hibiskus o czerwonych płatkach,
niebieski klematis i girlandy różowych bugenwilli. Izis od-
sunęła gałęzie sykomoru i zbliżyła się do brzegu.
Nie, to nie był kraj świata, tylko koniec doliny, którą Nil
płynął coraz węższym korytem aż do miejsca, gdzie ginął w
wirach i spiętrzonych falach pierwszej katarakty, bijących w
skały i wysepki. Izis kochała to wspaniałe widowisko,
ulegała czarowi rudych piaskowych wzgórków, pustyni ko-
loru ochry, niewzruszonych skał. Tutaj nic się nie zmieniało.
Tutaj objawiała się potęga pierwszych wieków, czasu pełnego
chwały, olbrzymów budujących najdoskonalszą z kultur.
File była sercem pierwszej prowincji Egiptu; to stąd roz-
lewała się ożywcza fala wezbranych wód. Z niej odradzała
się pomyślność.
Izis odczuwała potrzebę samotności świtu, by lepiej chło-
nąć balsam bogini, tajemniczą rosę powstałą z połączenia
nieba, ziemi i świątyni. Tak jak święta wyspa oswajała swym
czarem ciemne przybrzeżne skały, tak młoda kapłanka chcia-
ła ułagodzić wrogie siły, które przywiodły chrześcijańskie
wojska do wrót ostatniego egipskiego sanktuarium. Skoro
nosi imię bogini z File, okaże się jej godna.
Izis usiadła na brzegu. Łagodny wiatr owinął ją niczym
szal; pod jej bosymi stopami piasek był już letni.
Jakąż czcią darzyła to odosobnione miejsce, tę świątynię
zagubioną pośród wód i skał, ten hymn piasków na cześć
niewidocznej potęgi, radosną pieśń królowej gwiazd! Uro-
dziła się tutaj, w komnacie narodzin. W Domu Życia nau-
czyła się czytać, pisać i liczyć. Tutaj, kiedy miała szesnaście
lat, została wprowadzona w dziedzinę podstawowych tajem-
nic, potem rozwinęła umysł jak ptak skrzydła, dostąpiła
oświecenia w sprawach wielkich tajemnic i odczuła ciężar,
jaki niosła ze sobą funkcja przełożonej. Ale jak zapomnieć o
wstrząsach w świecie zewnętrznym, o okupacji bizantyj-
skiej, która była równie ciężka jak okupacja Rzymian? Jak
zapomnieć o tym, że biskup Teodor zawładnął Elefantyną *,
o tym, że przymusowo nawracano skrybów, wioślarzy i chło-
pów, zmuszano ich do wyrzeczenia się własnych korzeni,
zamieniając ich w posłusznych chrześcijan?
Dzisiaj kapłan-senior uginał się pod ciężarem lat. To Izis
miała kontynuować walkę i chronić File od napaści.
Fanatycy marzyli o zdobyciu świątyni i jej skarbów. Ona
liczyła na umiar biskupa, Egipcjanina, który przyjął wiarę
Chrystusa.
Kiedy zgaśnie kapłan-senior, trzeba będzie wyznaczyć
nowego zwierzchnika zdolnego panować wraz z nią. Jak tu
nie myśleć o Sabnim, młodym mężczyźnie o surowym obliczu
i szerokim czole? W ostatnich miesiącach rozmyślała o nim
zbyt często, tak często, że czuła zmieszanie podczas doko-
nywania obrzędów. Według niej Sabni posiadał wszelkie
kwalifikacje do pełnienia tej funkcji. Ale czy nie kieruje nią
namiętność?
Rześki podmuch przyniósł brzęczenie sistrów. Izis wróciła
do świątyni, z której właśnie wychodziły dwie starsze kap-
łanki, potrząsając instrumentami. Metaliczny dźwięk prze-
ganiał demony nocy, które próbowały przyczaić się w szcze-
linach murów. Jedna z kapłanek trzymała w ręce sistrum,
którego pręciki służyły za podstawę miedzianym wężom.
Grzechotka drugiej miała rączkę w kształcie kolumienki
zwieńczonej głową Hathor, bogini miłości. One same miały
na sobie odświętne szaty. Pochyliły się, kiedy Izis się zbliżyła.
Pomimo młodego wieku przełożona cieszyła się szacunkiem:
* Miasto położone na wyspie naprzeciw dzisiejszego Asuanu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]