Javed Iqbal Mogul [ Pakistan ], Seryjni mordercy- teksty
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Iqbal Javed
Zdjęcia
Na biurku sędziego leżała otwarta teczka z aktami, ukazując zdjęcia młodych, w większości półnagich chłopców z ciemnymi włosami zmierzwionymi nad gładkim czołem i głębokimi oczami, przyglądającymi się dziwacznie mężczyźnie z aparatem fotograficznym. Kilku uśmiecha się nieśmiało. Niektórzy wyglądają na przestraszonych.
Czy ci chłopcy przypuszczali, że ten opiekuńczy, niewysoki, siwowłosy mężczyzna, który teraz siedział na sali sądowej, ten mężczyzna, który pewnego razu zwabił ich na pachnących przyprawami ulicach miasta Lahore, w prowincji Pendżab we wschodnim Pakistanie, zamierzał ich skrzywdzić? A może już tak długo byli zdani sami na siebie, mieszkając na ulicach, że nauczyli się nie oczekiwać niczego poza obelgami i wyzyskiwaniem? Czy to właśnie to widział sędzia w oczach chłopców na zdjęciach? Czy był to niewyobrażalny smutek dziecka, które wie z całą pewnością, że nikt się o nie nie troszczy?
Sędzia spojrzał surowo zza swego biurka na oskarżonego. Nawet stokrotny wyrok śmierci nie byłby wystarczający, aby ukarać Javeda Iqbala i jego trzech młodych wspólników za to, co zrobili. Być może żadna kara na ziemi nie mogłaby okupić zbrodni, którą popełnił Javed, zwabiając w ciągu zaledwie pięciu miesięcy stu młodych chłopców do swojego zniszczonego mieszkania, gdzie ich zgwałcił, udusił sznurem od żelazka, a potem wrzucił ich ciała do beczki z kwasem.
Już sama zbrodnia była przerażająca, ale jeszcze straszniejszy był fakt, że nikt nawet nie zauważył, że większość z tych dzieci - bezdomnych, grasujących po ulicach pakistańskich miast - zaginęła, dopóki Javed sam nie przyznał się do swojej zbrodni w liście do władz. Nawet po jego wyznaniu, które najpierw pojawiło się w lokalnej gazecie, nieudolni funkcjonariusze policji nie mogli zlokalizować Javeda, dopóki sam nie przyszedł, gnębiony wyrzutami sumienia, do komendy głównej policji, aby się poddać.
Tak, myślał sędzia, ten człowiek był potworem, a co jeszcze okropniejsze - wydawało się, że wyjawił on straszliwy sekret o pakistańskim społeczeństwie, w którym życie dziecka jest prawie bezwartościowe, w którym setka dzieci może zniknąć, doznać strasznych tortur i ponieść brutalną śmierć i nikt nawet nie zauważy.
Sędziemu zdawało się, że Javed nie był najgorszym pedofilem i seryjnym mordercą w najnowszych dziejach Pakistanu. Miał wspólników: niedbałą pakistańską ludność i niekompetentną policję.
Mówiąc powoli po angielsku, oficjalnym języku w pakistańskich sądach, sędzia skazał Javeda na śmierć przez uduszenie tym samym sznurem, którego on używał do zabijania dzieci. Dalej sędzia zawyrokował, że ciało Javeda "będzie pocięte na sto kawałków i zanurzone w kwasie" - takiej samej mieszance kwasu chlorowodorowego i siarkowego, jakiej zabójca używał do pozbywania się ciał swoich młodych ofiar.
100 chłopców
Plac targowy otaczający spektakularny Mina-i-Pakistan - pomnik bojowników o islam na zdominowanym przez hinduizm subkontynencie - jest zawsze zaludniony przez tłumy turystów i pielgrzymów udających się do świątyń, rozsianych po całym mieście. Tu bardzo łatwo zaszyć się w tłumie. W tym miejscu Javed czuł się naprawdę dobrze.
Javed - przyjaźnie wyglądający mężczyzna po czterdziestce, z siwymi włosami i w okularach - często przechadzał się po placach. To właśnie tam, jak później zeznał ten dwukrotnie rozwiedziony ojciec dwójki dzieci, wybierał nastoletnich chłopców, których zabierał do swojego trzypokojowego mieszkania na Ravi Road, aby pracowali jako jego służący. Tego typu układy nie są niczym niezwykłym w tym rejonie. Chociaż Koran twardo zakazuje związków homoseksualnych i jest jeszcze bardziej rygorystyczny, jeśli chodzi o pedofilię, wielu starszych mężczyzn regularnie przyjmuje młodych chłopców, aby byli ich kochankami i służącymi. W rzeczywistości, w takich miejscach jak prowincje leżące na północno-wschodniej granicy Pakistanu, niedaleko Lahore, takie związki są dla starszych mężczyzn "sprawą honoru" czy "symbolem statusu społecznego". Napisano wiele wierszy o miłości pomiędzy panem i jego sługą. I chociaż zazwyczaj nie dyskutuje się o tym w przyjacielskim gronie, tego typu praktyki są powszechnie rozumiane, a nawet akceptowane w innych częściach zarówno Pakistanu, jak i Afganistanu.
Javed - mężczyzna, który podawał się raz za dziennikarza, innym razem za pracownika socjalnego - cały czas utrzymywał, że podczas swoich regularnych wypadów na plac targowy, nie krążył w poszukiwaniu seksu. Był potwornie samotnym człowiekiem, szukającym samotnych chłopców, aby pomogli mu przy jego codziennych zajęciach. Zaludniony plac, jak później powiedział, był pełen odpowiednich kandydatów. Wydawali się, jak wiele innych porzuconych dzieci, które gromadziły się bez liku w całym Lahore, tacy delikatni i wrażliwi i rozpaczliwie czekający na kogoś, kto przyjdzie im z pomocą. Zeznał jednak, że kilku z nich było brutalnymi oportunistami, którzy go wykorzystali.
W rzeczywistości, jak później stwierdził w swoim wyznaniu przed policją, to właśnie atak kilku chłopców, których zabrał do swojego domu, rozbudził w nim szaleńczą żądzę zabijania.
Zgodnie z pierwotnym zeznaniem Javeda - nigdy nie potwierdzonym przez władze i które później próbował odwołać - został brutalnie pobity i pozostawiony na pewną śmierć przez dwóch młodych bezdomnych chłopców, których zabrał do swojego domu. W relacji opublikowanej 14 stycznia 2000 roku w Dawn, najpopularniejszej angielskojęzycznej gazecie w Pakistanie, Javed powiedział, że doznał tak ciężkiego urazu głowy, że jego pamięć została zaburzona. Przeszedł kilka operacji i podczas trwania procesu stracił zarówno swój dom, jak i swój samochód. Jego matka była tak bardzo załamana położeniem, w jakim znalazł się jej syn, że po prostu umarła. Powiedział, że zwracał się do policjantów o pomoc, ale odmówili. Argumentował, że zamiast tego policja zwróciła się przeciwko niemu, oskarżając go - niesłusznie, jak podkreślał - o pederastię.
Ponieważ nie miał się do kogo zwrócić, znalazł sobie czterech młodych przyjaciół - zidentyfikowanych jedynie jako Nadeem, Shabir, Sajid i Ishaq Billa, aby się o niego troszczyli. To właśnie wtedy, zgodnie z zeznaniem, które złożył przed władzami, Javed postanowił zwerbować ich dla makabrycznego planu pomszczenia śmierci swojej matki.
Ceną za cierpienie jej i jego była śmierć stu dzieci. Można je było łatwo znaleźć na placu targowym otaczającym minaret.
Ostatnie ofiary
Miał na imię Ijaz i był pięknym chłopcem w obdartej białej koszuli i z metalową bransoletką na kostce u nogi. Chociaż nikt nie wiedział dokładnie ile miał lat, wyglądał na nastolatka. Razem ze swoim bratem Riazem, Ijaz oferował przechodniom na placu masaż z użyciem wonnych olejków. Było to ubogie życie. Jeśli zarobił 20 rupii - równowartość około 40 centów - uważał, że był to dobry dzień. W rzeczywistości, uważał, że był to dobry tydzień.
Tak więc, kiedy na początku listopada 1999 roku na placu podszedł do niego Javed i jego dwóch młodych przyjaciół, którzy zaoferowali mu 50 rupii za masaż, aby złagodzić ból uskarżającego się na paraliż Javeda, Ijaz i jego brat aż podskoczyli z radości.
Poszli za mężczyzną i jego przyjaciółmi wzdłuż wąskich uliczek, na ulicę Ravi River, do małego ciemnego domu, wychodzącego na dziedziniec. Wewnątrz były trzy niewielkie pokoiki, każdy z sufitem na wysokości dwunastu stóp, aby móc znieść pakistański upał. Chociaż we frontowym pokoju domu były okna, wpuszczały mało powietrza, a przez osłaniające je grube żelazne kraty przenikało jeszcze mniej światła.
Dom, chociaż ponury, prawie nie robił wrażenia jakiegoś szczególnie posępnego miejsca w mieście, gdzie większość ludzi żyje na skraju nędzy, ale i tak, kiedy Ijaz odprawił swojego brata, wysyłając go do domu i mówiąc, że zobaczą się później, młodszy chłopiec chętnie się zgodził.
Jak wychodził, zobaczył Ijaza przechadzającego się po frontowym pokoju, ubranego w swoją obdartą białą koszulę.
"Zostawiłem Ijaza w tamtym mieszkaniu i poszedłem do domu", powiedział policji Riaz w złożonym później zeznaniu. "Ijaz nie wrócił na noc do domu i kiedy poszedłem rano do mieszkania na Ravi Road powiedziano mi, że wyszedł niedługo po mnie".
Prawdą było, że Ijaz nigdy nie opuścił tamtego domu.
Następnym razem Riaz zobaczył swojego brata na fotografii. Ijaz miał na sobie błękitną koszulę, podarowaną mu najwyraźniej przez Javeda, który zrobił zdjęcie parę chwil przed zabiciem chłopca. Zdjęcie było podpisane po prostu: "Numer 57". Chociaż zgodnie z listą ofiar, którą Javed później dostarczył władzom, Ijaz umarł jako 97-my.
Policja przypuszczała, opierając się częściowo na mrożącym krew w żyłach wyznaniu Javeda, że zabójca podał Ijalowi silne środki uspokajające i jak tylko zaczęły działać, delikatnie podpytał chłopca, starając się dowiedzieć o jego rodzinie i o jego życiu tak dużo, jak to tylko było możliwe. Chociaż większość seryjnych morderców uprzedmiotawia swoje ofiary, odczłowiecza je i sprowadza do archetypów albo karykatur, Javed był inny. Władze mówią, że drobiazgowo dokumentował życie swoich ofiar, zapisując każdy znaczący szczegół. Być może, jak spekulowali niektórzy, był to sposób na zdobycie zaufania chłopców, sposób na pozyskanie dziecka, o które nikt się nie troszczył, dziecka, które przez całe życie pełne wyzyskiwania i obelg, budowało wokół siebie twardą skorupę, a teraz mogło się poczuć kimś wyjątkowym. Był to, jak rozważali niektórzy, skuteczny sposób przekonywania skądinąd bystrego dziecka, aby pozostało pod jego opieką. Inni sugerowali, że wywiady były bardziej dowodem deprawacji i okrucieństwa Javeda - części całego przesyconego seksem tańca śmierci, który zaplanował dla każdej ze swoich ofiar.
A może - jak zeznał w swoim wyznaniu a później odwołał - starannie sformułował oskarżenie nie tylko przeciwko sobie, ale przeciwko całemu społeczeństwu, które pozwoliło swoim dzieciom po prostu zniknąć, a jedyna na to reakcją były uniesione ze zdumienia brwi policjantów czy władz.
Władze powiedziały, że bez względu na motywację Javeda, jego dzienniki dostarczają szczegółowej relacji o zabiciu Ijaza i innych. Gdy wybrana przez niego ofiara była za słaba i zbyt wycieńczona, aby się opierać - Javed najpierw ją gwałcił. Następnie, kiedy jęczała półprzytomna na podłodze, przynosił sznur od żelazka, owijał go wokół szyi dziecka i powoli je dusił.
Potem ciął zwłoki chłopca na kawałki i rozpuszczał szczątki w beczce z tanim kwasem chlorowodorowym. Szczycił się w swoim wyznaniu przed policją i prasą, że "pozbycie się każdej jednej ofiary kosztowało mnie 120 rupii (około $2.40 USD)".
Władze później powiedziały, że był tak samo skrupulatny w pozbywaniu się ciał, jak i w notatkach o swoich ofiarach. Był cierpliwy. Włosy i kości rozpuszczają się dłużej niż mięso, więc czekał dopóki pozostałości nie będą zupełnie płynne, dopiero wtedy się ich pozbywał. Na początku wylewał ciecz do pobliskiego ścieku, ale kiedy sąsiedzi zaczęli skarżyć się na odór, zaczął przechowywać ją na Ravi River.
Ze wszystkich chłopców, którzy zniknęli we wnętrzu domu Javeda, zostały znalezone jedynie częściowo rozłożone zwłoki dwóch - Ijaza i innego chłopca. Javed przechowywał je w beczce z kwasem, postawionej w domu w takim miejscu, aby rzucała się w oczy, pozostawionej tam celowo, jak później powiedział zabójca, aby udowodnić, że jego opowieści o mordowaniu i okaleczaniu były prawdziwe.
List
"Wykorzystałem seksualnie sto dzieci, a następnie je zabiłem", brzmiał pierwszy akapit. "Wszystkie szczegóły morderstw są zawarte w pamiętniku i 32-stronnicowym notatniku, które umieściłem w pokoju, a także wysłałem do władz. To jest moje zeznanie - spowiedź".
Do czasu kiedy reporterzy z pisanego w języku Urdu dziennika otrzymali przerażające wyznanie Javeda, kopia już została doręczona na policję. List ten został przez policję zignorowany.
W rzeczywistości, zgodnie z opublikowanymi relacjami, zaraz po tym, jak policja dowiedziała się, że media są w drodze do domu Javeda, zgniecione wyznanie zostało odzyskane z kosza na śmieci i policja pospieszyła na miejsce zbrodni.
Dziennikarze już tam byli, oniemiali i oszołomieni tym, co znaleźli. Na ścianach i podłodze były plamy krwi. Gdzieniegdzie krwawe odciski dłoni. Był sznur. I były zdjęcia, mnóstwo zdjęć, galeria ofiar, niektóre z nich nie miały więcej niż 9 lat, fotografie chłopców zrobione parę chwil przed ich śmiercią. W jednym rogu, pięć plastikowych toreb zawierających buty - 85 par i dziecięce ubrania. Pamiątki po tych biednych dzieciach, których życie skończyło się strasznie wcześnie. W jednym z worków była biała koszula Ijaza. Jak również bransoletka którą miał na kostce.
Dom został przemieniony w muzeum bestialstwa Javeda, na ścianie obok każdego przedmiotu były starannie przyczepione podpisy. Niedaleko beczki z pieniącym się kwasem, zawierającej zwłoki Ijaza i innych chłopców, była jedna kartka - napisana, jak potwierdzili później eksperci, ręką Javeda - tekst brzmiał: "Ciała w domu celowo nie zostały usunięte, po to aby władze je znalazły".
Było czymś niewyobrażalnym, że taka zbrodnia mogła mieć miejsce. Jak to możliwe, że tak wiele dzieci umarło tak haniebnie bez niczyjego nawet podejrzenia? W rzeczywistości, ze stu dzieci, które zniknęły w ciągu pięciu miesięcy od czasu kiedy Javed zaczął swoje szaleństwo zabijania, zgłoszono zaginięcie jedynie 25-ciu. Takie jest życie w Pakistanie, zaopiniowali później komentatorzy. Tu dzieci znikają i nikt nie wierzy w pomoc policji. Jak powiedziała matka jednej z młodych ofiar w wywiadzie dla Time Magazine 27 grudnia 1999, " nigdy nawet nie przyszłoby mi na myśl, aby pójść po pomoc na policję."
W rubryce, która pojawiła się w Dawn 14 października 2001 roku, Irfan Husain przedstawił to w ten sposób: "powodem, dla którego tak wielu rodziców nie zawiadomiło o zaginięciu swoich synów było to, że bali się mieć cokolwiek wspólnego z policją."
"Faktycznie", pisał, "ogromna większość, która jest zmuszona skontaktować się z naszymi funkcjonariuszami, w dziewięciu na dziesięć przypadków, trzęsie się nawet wtedy, kiedy donosi o przestępstwie."
W rzeczywistości, jak dowodził Husain, jedyną rzeczą, która przyniosła koniec szaleństwu zabijania przez Javeda, był on sam. "Morderca osiągnął cel, który sobie wyznaczył i napisał do policji i gazety."
"Gdyby Javed Iqbal postanowił zabić pięćset dzieci, prawie nie mam wątpliwości, że wciąż jeszcze trwałby przy swoim makabrycznym zajęciu, i żadni stróże prawa nie powstrzymaliby go przed tym."
Poszukiwania
Gdy tylko wyszło na jaw, że popełniono tego typu zbrodnię, w prasie zaczęto głośno komentować nieudolność policji. Nic nie zmienił fakt, że człoweik który zabił 100 chłopców, wcześniej został zwolniony po wpłaceniu kaucji.
W notatce którą sporządził dla władz, Javed Iqubal planował samobójstwo. To miało zakończyć całą sprawę. Jednak po przeszukaniu rzeki w której miał utopić się Javed nie znaleziono jego ciała. Był to zwyczajny podstęp.
Zorganizowano największe poszukiwania w historii Pakistanu. Przyniosły one znikomy sukces. Współpracownicy Javeda zostali zatrzymani w mieście Sohawa, gdy chciwli zrealizować czek na 18 tysięcy rupii. Po kilku dniach jeden z nich, Billa, zmarł w areszcie. Władze ogłosiły, że popełnił samobójstwo skacząc z okna na trzecim pietrze. Wciąż pojawiały się niepochlebne teksty pod adresem policji. jak pisał później Husain: 'Nawet gdy rozwiązanie sprawy policja otrzymała a talerzu, policjanci potrafili dopuścić do utraty jednego z współpracowników mordercy. Widocznie zdołał wyskoczyć przez okno podczas przesłuchania. Policja mogła się troche bardziej postarać by zatuszować tą smierć."
tymczasem sam Javed pozostawał na wolności. Z każdym dniem wydawało sie że nigdy nie zostanie złapany, że nie będzie sprawiedliwości dla rodziców zamordowanych chłopców.
"Nikt nie zna bólu jaki odczuwam." - powiedział Shamim Akhtar, ojciec 15-letniego Kamara Shaukata, jednej z ofiar Javeda. "Ponieważ jesteśmy biedni, nikt nie zajmuje sie naszymi sprawami."
30 grudnia 1999 Javed Iqubal przyszedł do wydawnictwa lokalnej gazety i po prostu oddał sie w ręce policji.
Dwa miesiące później Javed i jego trzej współpracownicy zostali formalnie oskarżeni. W Pakistanie często obrady sądu są zamknięte dla społeczeństwa, jednak proces Javeda był upubliczniony.
Proces
Po opublikowaniu pamiętników i notatek Javeda, po tym jak jego dom stał się muzeum seryjnego mordercy, sam oskarżony wydawał się być zadowolony i dumny z przerażenia jakie wywołał swoimi zbrodniami. jednak gdy znalazł się w sądzie, gdy czuł że może zostać skazany na śmierć, całkowicie zmienił swój sposób zachowania i swoje zeznania.
Podczas zeznań obciążających jego trzech wspólników, Javed sie usmiechał. Jednocześnie zwracał się w stronę dziennikarzy, chciał by zdjęcia były ładne.
Sam uważał że jest niewinny. Jest małym szleńcem, który być może sam jest ofiarą.
"Wszystko co powiedziałem zostało przekręcone. Uznano mnie za szaleńca, ale błagam by mnie wysłuchano. Przyznałem się do tego, uważałem się za sprawcę, ponieważ to policja mnie za takiego uznała."
W całym swym dziwacznym oświadczeniu Javed stwierdził, że cała ta sprawa, beczki z kwasem, fotografie, notatki opisujące śmierc tych dzieci, to była pantomima. wszystko to wyreżyserował i wystawił na widok publiczny. Chciał pokazać niebezpieczeństwo tego że "bezdomne dzieci z biednych rodzin staja sie ofiarami złych ludzi."
Utrzymywał że zaginieni chłopcy są żywi, nalegał by policja ich szukała. Twierdził że niektórzy z nich pewnie żyją z innymi mężczyznami, i sa zmuszani do homoseksualizmu. Uważał też że inni chłopcy wrócili do domów, ale ich rodziny o tym nie mówiły.
Javed, który najpierw opisał wszystko w swoim pamiętniku i notatkach, po kilku tygodniach wszystkiemu zaprzeczył. Uznał że wszystko zostało zeznane pod przymusem. Bał się by nie spotkała go podobna historia jak Billę. Twierdził też, że nie było żadnego świadka który widziałby te morderstwa.
Cały proces był bardzo wyczerpujący. W sumie zebrano 102 świadków, niędzy innymi byli to członkowie rodzin ofiar. Stwierdzono równiez że resztki ciała któe pływało w bezcce z kwasem należały do Ijada. Zeznania Riaza tylko potwierdziły to odkrycie. Javed i jego wspólnicy zostali skazani.
Dwóch chłopców zostało skazanych na dożywocie. Jeden z nich, który miał juz 20 lat, został skazany na karę smierci, podobnie jak Javed Iqbal.
Sędzia zadecydował że mężczyźni zostaną styraceni na placu targowym. mieli być powieszenie za pomocą tego samego sznura którym Javed dusił swoje ofiary. Ich ciał miały być nastepnie rozkawałkowane i rozpuszczone w kwasie.
Wyrok
Wyrok wywołał spore zamieszanie w Pakistanie i poza jego granicami. Nie obyło sie bez protestów. Zanosiło się na odwołania do wyższych instancji, a to nie podobało sie społeczeństwu.
Jednak sprawiedliwośi stało się zadość.
Rankiem 8 października 2001 roku władze więzienia w Kot Lakhpat znalazły zwłoki Javeda Iqbala i jego wspólnika, Sajida.
Obaj byli uduszeni przy pomocy prześcieradeł. Władze więzienia uznały to za samobójstwo. Jednak policjanci jak i inni obserwatorzy tweirdzą że to mało prawdopodobne.
Doktorzy badający zwłoki stwierdzili, że obydwaj mężczyźni przed śmiercia krwawili z nosa i ust. Były ślady wskazujące na to, że Sajid był przed śmiercią bity. Javed na swoim ciele miał kilka ran zadanych jakimś tępym narzędziem.
Strażnik odpowiedzialny za bezpieczeństwo więźniów stwierdził, że spał w czasie gdy to wydarzenie miało miejsce.
Strażnik ten podobno rankiem rozwiązał węzły z prześcieradeł, ciała ułożył na łóżkach tak by wygladały na śpiące. Zrobił to by uratować swoja pracę.
Sprawa nadal jest badana.
Javed Iqbal Mogul
Javed Iqbal Mogul pochodził z zamożnej rodziny. Jego ojcem był Muhhamad Mogul, dobrze prosperujący biznesmen. Chłopak mógł więc do woli korzystać z wszystkich dóbr materialnych dostępnych bogatym rodzinom w Pakistanie. Jako młody chłopak, Javed był bardzo kochany przez rodziców. Był najinteligentniejszy i najprzystojniejszy z rodzeństwa. W szkole zawsze w czołówce najlepszych uczniów. Javed był też bardzo agresywny i trudny do pokierowania. Bywało, że dla zabawy zabijał zwierzęta i bijał młodszych kolegów. Po ukończeniu szkoły ojciec powierzył mu, jako swemu ulubieńcowi, kierowanie fabryką maszyn. Javed zatrudniał w niej wielu młodych chłopców ze względu na niskie koszty. Pracujące dzieci w Pakistanie to codzienność. Wtedy właśnie zaczęło go do nich ciągnąć. Jednak dalej zachowywał pozory i wiódł swoje spokojne, dostatnie życie. Miał żonę, córkę, pieniądze i ... kamerę video, którą filmował swoje szczęśliwe życie.
W 1992 roku Javed zbudował wspaniałą rezydencję, wydając na nią znaczną część z 3 milionów rupii odziedziczonych po zmarłym ojcu. Była to naprawdę wspaniała rezydencja w której trzymał dzikie zwierzęta (tygrysy, małpy i węże) oraz hodował egzotyczne kwiaty. Za wysokimi murami i ogrodzeniem pod napięciem Javed mógł być sobą. Razem z przyjaciółmi rozkoszował się niezwykłymi atrakcjami, które sam tam wprowadzał. Dni spędzone w tym domu były, jak sam powiedział, najszczęśliwszymi w jego życiu. Ta sielanka, w trakcie której zainteresowanie Javeda młodymi chłopcami ani trochę nie zmalało, trwała do 1997 roku, kiedy to zaczęły kończyć mu się pieniądze i musiał się wyprowadzić. Zamienił luksusowy pałac na tańsze w utrzymaniu mieszkanie w robotniczej dzielnicy Lahore. Kupił je za pośrednictwem podinspektora policji, swojego serdecznego przyjaciela, który przy różnych okazjach odwiedzał go ze swoimi kolegami, zawsze przyjeżdżając wozem policyjnym. Javed powiedział swoim sąsiadom, że jest oficerem policji wysokiego stopnia oraz zastępcą nadinspektora wydziału do spraw walki z korupcją. Sąsiedzi nie mogli pojąć jak to możliwe, że tak wysoko postawiony człowiek zamieszkał w tak biednej dzielnicy. Jednak widząc codziennie 7-8 policjantów przyjeżdżających do domu Mogula i bywających u niego na obiedzie, o nic nie pytali. Wręcz przeciwnie, to podnosiło jego prestiż w ich oczach. Czuli wobec niego respekt.
W 1999 roku Javed został aresztowany za zgwałcenie dwóch młodych chłopców. Jego czyny okryły rodzinę wielką hańbą i wstydem. Opuściła go żona, z którą był od 10 lat. Rodzina natomiast zebrała 165 tyś. Rupii i zapłaciła policji za wypuszczenie Javeda, po czym postanowiła zerwać z nim wszelkie kontakty. W lokalnej prasie ukazał się artykuł na temat aresztowania Javeda. Sąsiedzi przeczytawszy go, zażądali od przebywającego już na wolności Javeda, wyjaśnień oraz tego aby natychmiast się wyprowadził. Jednak on powiedział im, że całe to zdarzenie było zmyślone i postanowił zlekceważyć żądania sąsiadów. Sam nadal zabawiał się z młodymi chłopcami. Ze znalezieniem takich nie miał absolutnie żadnych kłopotów. Jak sam powiedział chłopcy sami do niego przychodzili i bez namysłu oferowali swoje usługi. Mówili co mogą zrobić jeśli chodzi o seks a czego nie. W większości przypadków byli to uciekinierzy z domu, którzy szukali w Lahore lepszego życia. Ich rodzice nie byli w stanie się nimi zaopiekować. Nie mogli wydać nawet najmniejszej sumy na ich utrzymanie, zdrowie a tym bardziej wykształcenie. Gdy któreś z dzieci znikło z domu, członkowie rodziny nie byli tym zbytnio poruszeni. Wręcz przeciwnie, byli radzi że jednego ubyło. Chłopcy uciekali ze wsi do dużych miast z nadzieją że zostawiają za sobą biedę i rodziny, wydzierające z ziemi pożywienie, posiadające mało zwierząt ale za to dużo dzieci, które nie mając na wsi nic do roboty słuchają opowieści o dużych miastach. Z otwartymi buziami słuchają o wysokich budynkach i jasnych światłach. Następnie bez namysłu wsiadają do autobusu i wysiadają w najbliższym dużym mieście. Przyjeżdżają mając ze sobą tylko marzenia o lepszym życiu, lecz po przyjeździe zostają sami. Nie mają tu nikogo, kto ich obroni, kto im pomoże. Są na łasce ogółu. Za grosze w dzień pracują w barach, zajazdach i fabrykach a w nocy są wykorzystywani seksualnie. Jeśli chłopak ma szczęście zostaje zabrany przez jednego z pracowników jakiegoś przytułku dla uciekinierów i odesłany do domu. Jeśli jednak ma pecha, to wpada w ręce kryminalistów, takich jak Javed Iqbal Mogul. I Javed właśnie o tym wiedział. Wiedział, że ci chłopcy są ufni i łatwowierni, przez co stają się dla niego łatwym łupem. Cały proces pozyskania nowego chłopca do zabawy jest bardzo prosty. Javed podchodzi do upatrzonego wcześniej chłopca i pokazując mu zdjęcie lub pocztówkę przedstawiającą jakieś dziecko mówi, że to jego zaginiony syn i jednocześnie prosi o pomoc w jego odnalezieniu. Gdy oferuje do tego nagrodę pieniężną chłopiec jest już jego. W taki właśnie sposób zwabił do siebie m.in. chłopca o imieniu Isabab, także uciekiniera z domu, który dzięki późniejszym wypadkom zdołał się wyrwać ze szponów Iqbala i opowiedzieć o swoich przeżyciach policji.
Isabab - " (...) Javed podszedł do mnie gdy siedziałem pod drzewem w parku. Miał pocztówkę przedstawiającą jakiegoś chłopca. Powiedział, że szuka swojego zaginionego syna. Poprosił bym pomógł mu go poszukać. To był podstęp, abym poszedł do jego domu. Ostrzegł mnie, że gdybym narobił krzyku albo próbował uciekać to mnie zastrzeli. Za bardzo się bałem żeby uciekać. Cały czas mnie bił. Ilekroć wychodził z domu, zamykał mnie w pokoju. Sprowadzał do domu chłopców których poderwał aby uprawiać z nimi w domu seks. Pewnego razu sprowadził dwóch chłopców, którzy mieli zaledwie 7 czy 8 lat. Jeden z nich płakał. (...) Pewnego razu kazał mi się rozebrać. Najpierw odmówiłem, ale mnie uderzył. Wtedy się rozebrałem. Nie byłem dość silny aby stawić opór dorosłemu mężczyźnie. Wtedy mnie zgwałcił. Kiedy skończył, spokojnie się ubrał. (...) Innym razem przyprowadził do swojego domu chłopaka i zabrał go do sypialni na masaż. Później ten chłopak był wściekły. Iqbal go zgwałcił. Potem poszliśmy spać. Iqbal na łóżku, my dwaj na podłodze. Chłopak był dalej wściekły z powodu tego co go spotkało."
Jak się później okazało, w trakcie, gdy Javed spał, zgwałcony przez niego chłopak zaatakował go kolbą jednej z jego strzelb. Javed nie rozbudził się do końca, a potem stracił przytomność. Krzyki dochodzące z mieszkania zaalarmowały sąsiadów. Znaleźli oni nieprzytomnego Iqbala leżącego w kałuży krwi. Tym razem sąsiedzi nie dali się oszukać i zapewnili sobie, że Javed zostanie wyrzucony z mieszkania.
Według psychologa Akhtara Aliego, to zdarzenie było w jego życiu punktem zwrotnym. Wywołało w nim jeszcze większą irytację, zemstę i więcej agresji. Javed stał się szalony, bo nie spodziewał się po tym chłopaku agresji i czegoś podobnego. Sam był agresywny, a agresywny człowiek nie spodziewa się, że sam może stać się ofiarą czyjejś agresji.
Po tym zdarzeniu przyjaciele z policji opuścili Iqbala. Zdrowie mu szwankowało, a pieniądze się skończyły. Przeprowadził się więc do slumsów w Lahore. Zamieszkał w obskurnym mieszkaniu przy ulicy Ravi Road 16B.
Javed Iqbal Mogul - "Przez całe życie zyskałem dużo szacunku. Miałem dobrze prosperującą firmę, duży dom, luksusowy samochód. To wszystko mi odebrano. Upadam, bo zostałem zaatakowany przez jakiegoś uciekiniera z domu. Przebyłem wiele operacji, które kosztowały mnie majątek. Zostałem kaleką i bezużytecznym człowiekiem zależnym od innych. Nienawidzę tego świata. Moja kochana matka, która była dla mnie wszystkim, zmuszona był oglądać mój upadek. Pielęgnowała mnie przez 7 miesięcy. Później dostała ataku serca i umarła. Piekło mi się otworzyło. Sprawię, że inne matki będą cierpiały i płakały, tak jak moja matka płakała i cierpiała. Będę zabijał każdego dnia. Będę zabijał i zabijał. Przeczytałem gdzieś, że można całkowicie rozpuścić ludzkie ciało w beczce, w której połączy się dwa kwasy. Postanowiłem przeprowadzić eksperyment na małym uciekinierze. Udało się. Jego ciało uległo całkowitemu rozpuszczeniu w ciągu 12 godzin. Zmieniło się w ciecz. Odtąd ciała płynęły jak woda. Pierwsze morderstwo mi się udało, więc zdecydowałem, że moja misja powinna się zacząć."
Po zabiciu pierwszego dziecka Javed poczuł się naprawdę uspokojony. Wolny od lęku, niepokoju, przygnębienia i płaczu. Ale u podstaw wszystkich tych objawów było poczucie, że zrobił coś wielkiego. Coś wspaniałego. Dlatego nie poprzestał na jednym morderstwie. Podstępnie zwabiał chłopców do swojego mieszkania i tam uśmiercał. Niekiedy ich truł, innym razem dusił łańcuchem. Zawsze jednak ich ciała rozpuszczał w beczce z kwasem. Zawartość wylewał do toalety. Sąsiedzi narzekali jednak na zapach kwasu, więc postanowił wylewać zawartość beczek do rzeki, razem z nieczystościami. Nikt nie podejrzewał co robi Javed. Nieraz w ciągu jednego dnia potrafił zabić trzech chłopców, a następnego ranka "wylewał ich" do rzeki... i z głowy.
22 listopada 1999 roku, reporter kryminalny "Daily Jang" dostał przesyłkę zawierającą zdjęcia młodych chłopców ponumerowane od 1 do 100, list oraz 32 stronicowy pamiętnik. Była to przesyłka od Javeda Mogula i dotyczyła popełnionych przez niego zbrodni. Jamil uznał to początkowo za dzieło szaleńca lub niewybrednego kawalarza, jednak w miarę lektury pamiętnika zaczęły mu się jeżyć włosy na głowie. Po przeczytaniu pamiętnika postanowił to sprawdzić. Pojechał do domu Javeda i znalazł tam wszystko to, o czym przeczytał. Następnie zawiadomił policję.
Fragmenty listu - "Dziś zrealizowałem mój plan zabicia 100 dzieci. W załączaniu przesyłam zdjęcia ofiar z informacjami kim są i skąd pochodzą. Chcę żebyś za pośrednictwem swojej gazety powiedział światu co zrobiłem. Darowuję ci mój 32 stronicowy pamiętnik. To moje wyznanie dotyczące popełnienia 100 morderstw. Chcę, żebyś zobaczył dowód. Jest w moim domu przy Ravi Road 16B. Znajdziesz wąską alejkę prowadzącą do mojego mieszkania. Szukaj ostatnich drzwi po prawej. Na ścianach mojego domu znajdziesz afisze. Zawierają szczegóły przebiegu morderstw. Znajdziesz odzież i buty setki dzieci. W beczkach znajdziesz części ciała wielu dzieci. (...) Gdybym nie napisał tego listu, nikt by nie zauważył, że ci chłopcy znikneli. Miasto dostało ostrzeżenie. (...) Czasem zabijałem z zemsty, czasem z pogardy, a czasami dla przyjemności. Nie jestem zaniepokojony, ani zasmucony tym co zrobiłem. (...) Doszedłem w liczeniu do setki. Z bożą łaską wypełniłem moją misję. Łzy pociekły mi po policzkach. Przekonam się, czy moja misja, moje przesłanie dotrze do świata."
Policjanci zastali w domu Iqbala przerażający widok. Stosy ubrań i butów oraz częściowo rozpuszczone w dwóch beczkach z kwasem, ciała trzech chłopców.
Zaraz po tym makabrycznym odkryciu, rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania Javeda. Szukano go przez pięć tygodni w całym kraju. Bezskuteczne zresztą. Iqbal przez ten czas ukrywał się w jaskiniach. Ponieważ były to dla niego zbyt trudne warunki, oddał się w ręce dziennikarza, do którego wysłał przesyłkę.
Wywiad dziennikarzy z Iqbalem przeprowadzony przed rozprawą sądową:
- Zabiłeś setkę niewinnych dzieci.
- Tak
- Zabiłeś stu chłopców, a dlaczego nie dwustu czy trzystu?
- Gdybym miał dość pieniędzy, zabiłbym ich pięciuset.
- Mówi się, że kilkoro z tych dzieci, które jak twierdzisz zabiłeś, wróciło do domów.
- Niemożliwe. Żadne nie wróciło do domu. Żadne nigdy nie wróci do domu.
- Dlaczego przetrzymywałeś te wszystkie rzeczy. Ich fotografie, ubrania. Dlaczego opisałeś tak szczegółowo każde dziecko, które zamordowałeś?
- Gdybym tego nie zrobił, kto by o tym wiedział. Musiałem zachować dowody. Dlatego zacząłem to przetrzymywać. To był jedyny powód.
Według prokuratora generalnego Burhama Malika, to był najlepszy dowód poszlakowy z jakim się spotkał. Podczas rozprawy świadkowie oskarżenia nagabywali sędziego, aby oddał w ich ręce Javeda. Rodzice zamordowanych dzieci, żądali od pakistańskiego rządu, aby zalał Iqbala jogurtem i rzucił na pożarcie psom. Prokurator zażądał w imieniu oskarżenia, aby Iqbal został ukarany na podstawie prawa muzułmańskiego, którego zasadą jest: ręka za rękę, oko za oko i śmierć za śmierć.
Proces trwał 32 dni. Po tym czasie zapadł historyczny wyrok. Javed Iqbal Mogul został skazany na śmierć przez uduszenie w obecności rodzin ofiar, a następnie jego ciało ma zostać pocięte na 100 kawałków i rozpuszczone w kwasie. Na twarzy Javeda po usłyszeniu wyroku pojawił się sztuczny, wymuszony uśmiech.
Javed Iqbal Mogul - "Czy coś się zmieni? Czy zawartość mojego pamiętnika spowoduje jakąś zmianę? Czy rząd albo ktoś inny zajmie się zagrożeniami i kłopotami uciekających z domu chłopców?"
Psycholog Akhtar Ali - "Wiem, że do tej pory podjęli tylko jedną decyzję. Ustanowili zakaz swobodnej sprzedaży materiałów żrących."
Javed Iqbal Mogul - "Gdyby moja misja była zła, to Bóg by mnie powstrzymał. Gdzie on był gdy zabijałem jednego, dwóch, trzech, stu chłopców? Gdzie był Bóg?"
[ Pobierz całość w formacie PDF ]